Powyższy tytuł jest cytatem z filmu Terry’ego Gilliama „Nieustraszeni bracia Grimm”. Słowa te wypowiada grany przez Jonathana Pryce’a generał Delatombe. To francuski oświeceniowiec, dla którego baśnie są tylko i wyłącznie ludowymi gusłami i przesądami.
Z Indii pochodzi „Pańczatantra” - zbiór bajek spisanych w sanskrycie przez bramina Wisznu Śarmana. Datuje się go na okres między I, a IV wiekiem przed Chrystusem. Zbiór ten miał być swoistym podręcznikiem dla następców tronu, z którego mieli się dowiedzieć, jak dobrze sprawować władzę.
W literaturze rzymskiej za baśniową uchodzi np. zamieszczona w dziele „Metamorfozy, albo Złoty osioł” mityczna opowieść o Amorze i Psyche. W greckiej „Odyseja”. W babilońskiej „Gilgamesz”. Wszystko to jednak nic, w porównaniu z arabskimi „Baśniami z tysiąca i jednej nocy”, w których pomieszczono niezliczone mądrości i opowieści rozmaitych ludów Wschodu, a które na język polski jako pierwszy przetłumaczył pijar Łukasz Sokołowski.
Cuda Orientu
„Baśnie z tysiąca i jednej nocy” datuje się na… no właśnie. Najstarszy znany rękopis pochodzi z przełomu XV i XVI wieku. Wspominano o nich już jednak w pismach z wieku X, a przecież opowieści te pochodzą z różnych epok – od starożytnej, po wczesne wieki średnie, a nawet czasy wypraw krzyżowych.
Ich jądro stanowią historie indyjskie i irańskie, które niejako ubrano w arabskie i muzułmańskie szaty. Dżiny, wróżki i geniusze (dobre duchy) to postacie wywodzące się kultury irańskiej. Przypowieści o zwierzętach mają „często swojej paralele w opowiadaniach dżinijskich i buddyjskich” – zauważa Józef Bielawski w „Klasycznej literaturze arabskiej”.
Ten sam autor dzieli „Baśnie z tysiąca i jednej nocy” na te, które spisano w Bagdadzie oraz na te, które dołączone zostały w XII wieku w czasie „ostatecznej redakcji”, dokonanej w Kairze za panowania dynastii Mameluków.
W opowieściach bagdackich mniej mamy cudów i czarów, więcej w nich za to pochwały handlu, luksusu, intryg miłosnych i elementów związanych z arabską kulturą miejską. W tekstach kairskich roi się natomiast od przysłów, łobuzów, złodziei i wątków satyrycznych.
Wszystkie one jednak „przesiąknięte” są religią islamską. „Opowiadanie o niewolnicy Tawaddud” „to jakby skondensowana summa nauki systemu prawnego szafiickiego, jednej ze szkół klasycznego prawa muzułmańskiego” – pisał cytowany tu już Józef Bielawski, który w „Historii Balukija” dostrzegł swoiste kompendium kosmologii i eschatologii muzułmańskiej, zaś w opowieści o Adżibie i Gharibie, echa walk między Persami i Arabami w pierwszych latach islamu oraz pochwałę cnót muzułmańskiego wojownika.
[1] "Baśnie przyjaciół", Nasza Księgarnia, 1988 r., str. 98.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?