Pakiet demokratycznych reform przedstawiony przez premiera Turcji Recepa Tayyipa Erdogana spotyka się z mieszanym przyjęciem - środowiska liberalne i mniejszości etniczno-religijne uznały je na ogół za niewystarczające.
Tymczasem pojawiają się także komentarze sugerujące, że reformy są kolejnym krokiem Erdogana i rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) do rozmontowania założonego przez Kemala Ataturka państwa świeckiego oraz utworzenia państwa islamskiego.
Głównym celem reform - jak się ocenia - jest podtrzymanie procesu pokojowego w konflikcie rządu tureckiego z Kurdami. Trwa on od dziesięcioleci i przybiera gwałtowne formy. Radykalna partia mniejszości kurdyjskiej, Partia Pracujących Kurdystanu (PKK), głosi hasła autonomii, ale rząd podejrzewa, że zmierza ona do secesji i utworzenia niepodległego państwa obejmującego Kurdów także w sąsiednich krajach: Syrii, Iraku i Iranie.
Przez ostatnie 30 lat w wyniku walk Kurdów z armią turecką i zamachów terrorystycznych zginęło około 40 tysięcy ludzi. Rząd turecki rozpoczął rozmowy z PKK i jej uwięzionym przywódcą Abdullahem Ocalanem, ale utknęły one w impasie, kiedy Kurdowie wstrzymali niedawno wycofywanie z Turcji swych oddziałów partyzanckich.
Pakiet reform zaproponowany przez Erdogana jest także odpowiedzią na demonstracje antyrządowe, które przetoczyły się przez ten kraj latem. Były to największe protesty od chwili dojścia AKP do władzy, czyli od 11 lat. Opozycja oskarża Erdogana o autorytaryzm.
Premier ogłosił, że młodzież kurdyjska w szkołach prywatnych będzie mogła uczyć się w swoim języku i przywrócone zostaną kurdyjskie nazwy miast, wiosek i prowincji na terenach tureckiego Kurdystanu. Zaproponował też obniżenie z 10 do 5 proc. progu głosów koniecznych do wejścia partii do parlamentu, co umożliwi wejście do niego stronnictw kurdyjskich. Obiecał także poluzowanie ograniczeń na dotacje państwa dla partii, na czym skorzysta inne ugrupowanie kurdyjskie, Partia Pokoju i Demokracji (BDP).
Reformy przewidują poza tym rozszerzenie prawa do zgromadzeń i zniesienie nacjonalistycznej przysięgi w szkołach podstawowych i średnich, gdzie uczniowie z wszystkich grup etnicznych muszą deklarować, że są "uczciwymi i ciężko pracującymi Turkami". Erdogan zapowiedział również uchylenie zakazu noszenia przez kobiety zasłon na głowy w instytucjach publicznych - co wiele mediów wybiło na czoło w doniesieniach o reformach.
Krytycy zwracają uwagę głównie na to, że propozycje premiera prawie nie objęły zwiększenia praw alewitów, tureckich wyznawców liberalnego odłamu islamu, którzy są najliczniejszą mniejszością religijną w Turcji, liczącą do 20 mln mieszkańców. W Turcji, głównie na pograniczu z Syrią, żyją arabscy alawici.
Alawici w arabskiej Syrii także są mniejszością, ale wywodzi się z niej rządząca ekipa prezydenta Baszara el-Asada. Poparcie Turcji dla powstania w Syrii podsyciło niechęć alewitów, solidaryzujących się ze swoimi syryjskimi współwyznawcami, do rządu Erdogana.
Alewici w Turcji czują się dyskryminowani, ponieważ ich domy modlitwy, tzw. cemevi, nie są uznawane za świątynie, tak jak meczety używane przez sunnicką większość. W Turcji państwo kontroluje religię - imami są zarazem urzędnikami państwowymi - i dotuje meczety; cemevi natomiast nie otrzymują dotacji.
Niektórzy komentatorzy uznali przedstawione przez Erdogana propozycje reform za kolejny krok w kierunku demontażu świeckiego państwa założonego prawie 100 lat temu przez Ataturka.
Według nich rozszerzenie praw mniejszości etniczno-religijnych oraz zniesienie nacjonalistycznej przysięgi w szkołach miałoby zmierzać do zastąpienia narodowej, tzn. tureckiej, identyfikacji obywateli kraju przez identyfikację z islamem. Jedność kraju opierałaby się na islamie.
"Erdogan dąży do likwidacji głównych osiągnięć Kemala Ataturka, założyciela nowoczesnej Turcji. (...) Jego strategia polega na mobilizacji swej muzułmańskiej bazy. Mówi on Turkom, by przestali uznawać się za obywateli państwa świeckiego, a uważali się za mniejszości żyjące w państwie zdominowanym przez sunnickich muzułmanów" - pisze w dzienniku "New York Post" Amir Taheri.
Premier Erdogan zapowiada przedstawienie wkrótce projektu nowej konstytucji, która powinna pozwolić na ocenę, czy tezy stawiane przez komentatorów takich jak Taheri są słuszne. Krytycy AKP i Erdogana obawiają się ewolucji Turcji w kierunku islamizmu, który - ich zdaniem - trudno pogodzić z demokracją.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...