Państwo Islamskie – nowy twór na mapie Bliskiego Wschodu, który budzi tyle obaw, konstruuje wydajny system samofinansowania, który ma zapewnić ostateczny upadek Syrii i Iraku.
Każde swoje działanie usprawiedliwiają odpowiednią interpretacją cytatów z Koranu. Nawet filmowanie masakr i egzekucji, na użytek publikacji propagandowych w internecie, bo w ósmej surze (rozdziale) świętej księgi islamu jest mowa o „przykładnym karaniu” i „napawaniu strachem” zdrajców. Dlatego nie można się dziwić, że zdjęciom z Rakki – tymczasowej stolicy Państwa, położonej w północnej Syrii – towarzyszą religijne pieśni oparte na surze zatytułowanej „Łupy”. Na zdjęciach figuruje długi metalowy płot, a na nim, niczym na dzidach, powbijane ludzkie głowy. Zostały odcięte szyitom, chrześcijanom i sunnitom, żołnierzom syryjskiej armii rządowej, którzy dostali się do niewoli. Niewola była krótka, bo bojownicy Państwa nie trzymają jeńców, jeśli nie da się ich wymienić na pieniądze lub broń. Zresztą dochody z porwań i zakładników (głównie zachodnich) stanowią margines dochodów dżihadystów. Do tej pory ich podstawowe źródła finansowe znajdowały się za granicą, ale ta sytuacja znacząco się zmienia.
Przypomnijmy, co wydarzyło się niedawno. 29 czerwca, pierwszego dnia ramadanu, Abu Bakr Al-Bagdadi, przywódca Państwa Islamskiego w Iraku i Lewancie (PIIL) – organizacji dżihadystów powiązanej niegdyś z Al-Kaidą – proklamował Państwo Islamskie (PI) w formie kalifatu i ogłosił się kalifem, przyjmując imię Ibrahim. Jednocześnie PIIL zmieniło nazwę, odcinając jej człony geograficzne. W ten sposób Al-Bagdadi z jednej strony nawiązywał do państwa założonego przez proroka Mahometa w roku 622 po Chr., a z drugiej usuwał nazwę „Irak” jako symbol kolonialnej przeszłości tego kraju. PI zostało podzielone na 7 wilajetów (odpowiednik naszych województw) – 4 w Syrii i 3 w Iraku. Choć stolicą pozostaje na razie syryjska Rakka, faktycznym ośrodkiem władzy stał się zdobyty kilka miesięcy temu Mosul – drugie pod względem wielkości miasto Iraku. Finalnym celem pozostaje Bagdad – zgodnie z tradycją i (przybranym) nazwiskiem kalifa.
PI ma już niemal wszystkie atrybuty regularnego państwa – terytorium, rząd, armię, prawa (bardzo rygorystycznie pojmowany szariat) i oczywiście symbole. Właściwie brakuje mu już tylko jednolitej waluty. W rozliczeniach zagranicznych posługuje się dolarami, bo ma ich najwięcej.
Mekka dżihadystów
By zrozumieć obecną siłę zbrojną i finansową PI, trzeba się cofnąć nieco dalej – do roku 2011 – do początku wojny w Syrii. Choć rozpoczęła się ona od proklamowania w Homs Emiratu Islamskiego, Stany Zjednoczone dostrzegły w nim szansę na pozbawienie władzy prezydenta Baszara Al-Asada, stanowiącego potencjalne zagrożenie dla Izraela, ciągle okupującego część Syrii. Zachodnie media przez niemal dwa lata nieco skrywały prawdziwą naturę syryjskiej opozycji, prezentując ją jako demokratyczną, choć liczba jej ugrupowań umiarkowanych była mniej niż marginalna. Od początku zresztą owa opozycja tylko po części była wewnętrzna – dzięki pieniądzom napływającym masowo ze Stanów, Arabii Saudyjskiej i Kataru – Syria stała się mekką wszelkiej maści dżihadystów z krajów arabskich i Europy Zachodniej. Tak jak Al-Kaida pojawiła się w Iraku niedługo po amerykańskiej inwazji na ten kraj, tak w Syrii zbudowała swoje struktury niemal natychmiast po „wyzwoleniu” części jej terytorium. Głównym architektem tej operacji był książę Bandar ben Sultan, szef saudyjskich służb specjalnych, wcześniej długoletni ambasador Arabii Saudyjskiej w Waszyngtonie, nazywany w świecie arabskim „faktycznym szefem Al-Kaidy”. Polityka saudyjska miała na celu przede wszystkim pośrednie osłabienie Iranu (Syria Asada jest jego sojusznikiem), uznawanego za głównego wroga (to może wydać się dziwne, ale Iran – w porównaniu z absolutnymi monarchiami Zatoki – jest krajem demokracji i praw obywatelskich, co według tamtejszych władców stanowi – „poprzez zły przykład” – długofalowe zagrożenie dla ich władzy).
Wkrótce cała syryjska opozycja została zredukowana więc do dwóch wielkich ugrupowań radykalnych związanych z Al-Kaidą: Frontu Al-Nosra i PIIL. Saudyjskie pieniądze docierały do nich głównie za pośrednictwem banków w Kuwejcie (gdyż nie zostawiają one niepożądanych śladów operacji finansowych), a ciężka broń amerykańska oraz nowoczesne środki łączności były przemycane przez granice turecką i jordańską. Dopóki oba te ugrupowania były związane z Al-Kaidą, pozostawały pośrednio pod kontrolą Amerykanów. John McCain – przywódca amerykańskich republikanów – kilkakrotnie spotykał się w Syrii z przywódcami „syryjskiej opozycji”, w tym z dzisiejszym kalifem Al-Bagdadim (ostatni raz w maju ubiegłego roku), by zapewnić ich o poparciu Stanów Zjednoczonych. Sprawy skomplikowały się, kiedy PIIL zerwało z Al-Kaidą. Z jednej strony przywódcy tej organizacji krytykowali PIIL za zbyt daleko idące okrucieństwo, z drugiej Al-Bagdadi postanowił pozbyć się „opieki” Arabii Saudyjskiej. Różnice między radykalizmem Frontu Al-Nosra a PIIL można wyjaśnić choćby na przykładzie stosunku do chrześcijan: o ile syryjska Al-Nosra tylko czasem krzyżuje niepokornych wyznawców Chrystusa, PIIL uczyniło z tego regułę prawną (w ogłoszonym w czerwcu 16-punktowym manifeście PI kara ukrzyżowania jest przewidziana dla chrześcijan, którzy nie podporządkują się zarządzeniom władz).
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?