Feeria barw i zapachów, egzotyczna muzyka i zwiewne stroje przyciągają jak lep. Ale ty nie daj się złapać!
Ławeczki przed sceną ustawioną na kołobrzeskiej plaży, na której występują indyjscy muzycy i tancerze, zajęte są niemal do ostatniego miejsca. W okalających scenę namiotach też nie brakuje atrakcji. Największy tłum w sklepiku z tandetnymi, kolorowymi i pobrzękującymi pamiątkami. W kolejnych można spróbować wegetariańskich specjałów, zrobić sobie tatuaż z henny czy obejrzeć pokazy magika.
Festiwal wędrował po nadmorskich miejscowościach przez całe wakacje. Organizatorzy reklamowali go jako najsłynniejszy orientalny happening w Polsce, prezentację różnych aspektów kultury starożytnych Indii. Dla spragnionych egzotycznych wrażeń i poznających kulturę Wschodu jedynie z bollywoodzkich produkcji to niewątpliwie gratka.
Zaglądam do namiotu „pytań i odpowiedzi”. Tu dowiaduję się, że właściwie nie ma żadnej różnicy między Kryszną a Jahwe, a joga to zdecydowanie coś więcej niż ćwiczenia. Cierpliwe odpowiedzi zagłusza nieco intonowana ze sceny od kilkunastu minut transowa mantra wyznawców Kryszny.
– To znaczy wszechatrakcyjny – zapewnia mężczyzna z namiotu. Zupełnie innego zdania jest s. Michaela Pawlik, która przez lata jako świecka misjonarka pracowała w Indiach. – Czarny, nikczemny, zły – to z sanskrytu znaczenie słowa Kryszna. Jeśli ktoś śpiewa w kółko „boski czarny, boski dzielny”, to o kogo chodzi? – pyta dominikanka, autorka książek o wyznawcach niebieskiego bóstwa.
Efekt pizzy
Ksiądz prof. Janusz Bujak, wykładowca koszalińskiego seminarium duchownego, przyznaje, że Towarzystwo Świadomości Kryszny to sekta.
– Ten stworzony w Ameryce ruch to odłam hinduizmu, dostosowany do potrzeb świata zachodniego i przygotowany w formie łatwej do przełknięcia. Człowiek dostaje produkt, w którym wymieszane są elementy mu znane z orientalnymi – taki efekt pizzy. Do tego dochodzi bombardowanie miłością i psychomanipulacja, więc produkt ten jest niezwykle niebezpieczny – wyjaśnia diecezjalny referent ds. sekt.
Organizatorzy Festiwalu Indii nie podzielają tych obaw. Przyznają, że wyznawcy Kryszny na festiwalu są obecni, ale im zależy na promowaniu sztuki i artystów.
– Indyjska kultura wiąże się z religią, ale impreza nie ma profilu religijnego. Nawet jeśli naszymi gośćmi są wyznawcy Kryszny, to nie nauczają – przekonuje Agnieszka Dawidowska, prezes Fundacji Viva Kultura, tej samej, która przygotowuje Pokojową Wioskę Kryszny na Festiwalu Woodstock. Dużo mówi o płaszczyźnie kulturowego porozumienia, wartości, jakie niesie ze sobą poznawanie różnorodności, oraz o pochwałach, które festiwal zbiera na całym świecie. Z niejakim zdumieniem przyjmuje informację, że Towarzystwo Świadomości Kryszny uznawane jest za sektę.
– Byliśmy w tym roku na tournée w Indiach i tysiące członków Towarzystwa byłoby zdumionych tym, że są postrzegani jako sekta – uśmiecha się cierpliwie. – Czy pani czuła na tym festiwalu elementy agitacji religijnej? Staramy się, żeby tego nie było, z szacunku dla kultury, w której tu funkcjonujemy. Celowo nie prowadzimy i nie dążymy do żadnych form agitacji religijnej – zapewnia pani prezes.
Subtelna gra
Ksiądz Radosław Siwiński z niemałym niepokojem przygląda się festiwalowi i nie ma wątpliwości, że ryzyko jest realne.
– Odkrywanie różnych kultur nigdy nie jest złe, ale nie zapominajmy o tym, że orientalna kultura ściśle wiążą się z religią. Przyzywanie energii, duchów, bóstw jest niebezpieczne. To nie musi być nawet świadome działanie. Dotykając brudnych rzeczy, zawsze się w jakimś stopniu pobrudzisz – przestrzega diecezjalny egzorcysta, choć zdaje sobie sprawę, że dla niektórych brzmi to jak śmieszne zabobony.
– Nie chcemy dopatrywać się wszędzie demonów, ale dzisiaj naprawdę wielu ludzi wchodzi w niebezpieczne sprawy. Ilu młodych, wykształconych ludzi „bawi się” w magię, podpisuje cyrografy, korzysta z astrologów i z głęboką wiarą kieruje się horoskopami? To w zachodniej, oświeconej Europie nie jest śmieszne, ale to, co Kościół katolicki mówi o działaniu zła w świecie już tak? – pyta retorycznie.
Posługując na ewangelizacjach i w koszalińskim Domu Miłosierdzia, nieraz miał okazję doświadczyć, że to, o czym mówi, to nie tylko strasznie złym wilkiem.
– Na jednej z nadmorskich ewangelizacji zjawiła się w kościele osoba, która, jak się potem okazało, była opętana. Jednym z czynników opętania była także przynależność do sekty, i celowo używam tego słowa, wyznawców Kryszny. Dzisiaj jest osobą wolną, ale wówczas potrzeba było kilkakrotnych egzorcyzmów, żeby pozbyć się demonów – opowiada. Siostra Michaela rozumie, że indyjska kultura może być pociągająca, ale zaleca ostrożność.
– Ludzie dojrzali są bardziej krytyczni w stosunku do tego, co widzą i słyszą. Natomiast u młodzieży emocje są bardzo żywe, ta cała kolorowa otoczka bardziej działa na ich zmysły. Zresztą sami wyznawcy Kryszny właśnie tak o nim mówią, jako o działającym na zmysły mistrzu uwodzenia. Jak się chce kogoś uwieść, to nie zaczyna się od wyłożenia kart na stół, tylko od subtelnej gry. To jest metoda manipulacji, choćby przez sztukę, kolory, muzykę, piękno. Ktoś, kto zna dalsze punkty programu, nie złapie się na ten haczyk, inny da się wciągnąć, pójdzie dalej – dodaje dominikanka.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?