Jeśli po Soborze wahadło było wychylone (za bardzo?) w stronę dialogu międzyreligijnego i otwartości na innych, dziś zdaje się przechylać w drugą stronę. Może teraz, gdy Papież jest mniej aktywny, ktoś w Kościele stara się naprawić domniemane szkody?
Ale w co wierzyli wierni, zapełniający kościoły i odmawiający modlitwy w różnych językach? Wyznawali religię złagodzoną, której główną zasadą zdawało się być “może tak, a może inaczej”, i z której każdy wybierał to, co nadawało się, jego zdaniem, do wierzenia.
Czesław Miłosz
"Opowieść o nawróconym"
Jest czerwiec roku 1979, Częstochowa. W klasztornym refektarzu ojcowie paulini podejmują Jana Pawła II i towarzyszących mu dostojnych gości. Przy końcu długiego stołu siedzą, zaproszeni przez uprzejmych gospodarzy, także prości kapłani. Jestem między nimi, przejęty i skupiony. Pierwszy raz siedzę przy jednym stole z Głową Kościoła. Mam poczucie historyczności momentu, chcę wszystko dokładnie zapamiętać. Przemawia Prymas Wyszyński. Mówi po polsku i po włosku: zwracając się głównie do arcybiskupa Casarolego, opowiada m.in. o polskiej gościnności i żartobliwie zachwala naszą kuchnię. W papieskim przemówieniu (daremnie go szukać w dokumentach tej pielgrzymki) jedna myśl szczególnie mocno utkwiła mi w pamięci.
Bracia w odosobnieniuJan Paweł II mówił o tożsamości Kościoła. Że są Kościoły, które doskonale prosperują, świetnie zorganizowane, w dobrej kondycji materialnej, cieszą się wolnością, jednak ich tożsamość jest rozmyta i niewyraźna i że inne, w trudnej sytuacji, w działaniu ograniczone (tu chyba czynił aluzje do Kościoła w Polsce) zachowały jednak wyrazistą tożsamość katolicką. Konkluzja była mniej więcej taka, że lepsze są mniejsze, słabsze, uboższe Kościoły o wyrazistej tożsamości, od wielkich i potężnych, lecz o tożsamości rozmytej.
Kiedy w 1985 r. uczestniczyłem w papieskiej podróży do Kamerunu, wpadła mi w ręce wydana z okazji tej wizyty książeczka. Grégoire Essoh, miejscowy dziennikarz, przeprowadził przed przyjazdem Jana Pawła II rozmowy ze wszystkimi kameruńskimi biskupami. Każdego prosił m.in. o naszkicowanie sylwetki Papieża. Odpowiedź arcybiskupa Bamendy Paula Verdzekova przypomniała mi częstochowskie przemówienie: Jan Paweł II “stwarza poczucie bezpieczeństwa. Wydawało się jeszcze niedawno, że coraz trudniej będzie dokładnie ustalić, kto jest katolikiem, a kto nim nie jest, bo pod to pojęcie każdy będzie mógł podkładać taką treść, jaką chce. Teraz Jan Paweł II czyni wszystko, by było jasne, czy się rzeczywiście jest katolikiem, czy nie. Orędzie otrzymane od naszego Zbawiciela wymaga, by świat mógł katolika rozpoznać. Energiczna i klarowna działalność Papieża dąży do tego, by już nie było w tej materii zamieszania”.
Charakterystyka dokonana przez kameruńskiego arcybiskupa była trafna, choć w następnych latach pontyfikatu nie zawsze musiała wydawać się oczywista. Dość przypomnieć choćby konsternację Kurii Rzymskiej po ogłoszeniu w styczniu 1986 r. papieskiej decyzji o uroczystym zaproszeniu przywódców wielkich religii do udziału w Światowym Dniu Modlitw o Pokój. Mówiono wówczas półgębkiem o zagrożeniu synkretyzmem i o “relatywizmie religijnym”. Przemówienie Jana Pawła II (w sierpniu 1985 r.) do 80 tys. młodych wyznawców islamu w Casablance, w którym podkreślał, że wszyscy “wielbimy jednego Boga” i wszyscy wyznajemy, “że jest On nieskończenie miłosierny” zwiększyło jeszcze te niepokoje. Papież nazwał wyznawców islamu braćmi. Z Żydami modlił się w synagodze słowami wspólnych psalmów. Ten “Papież wyrazistej tożsamości” mówił o tym, co katolicyzm różni od innych religii, ale jednocześnie wzywał do wspólnego zaangażowania dla dobra ludzkości, wciąż szukając tego, co wyznawców różnych religii łączy - nie tego, co dzieli.