Na Bliskim Wschodzie rośnie liczba muzułmanów określających się jako osoby „niereligijne”. Czy świat islamu czeka laicyzacja podobna do tej, którą przeżywa Zachód?
To nie będzie tekst o „rozjeżdżającym wszystko walcu sekularyzacji” w wersji dla muzułmanów. Figura walca, bardziej publicystyczna niż naukowa, często pojawiała się w opisie procesów, jakie miały i mają miejsce w świecie zachodnim. Chodzi w niej o zjawiska, które na tyle osłabiły wiarę, praktyki religijne i wpływ chrześcijaństwa na życie społeczne, że wielu ogłosiło już ostateczną „śmierć Boga” w kulturze, a nawet w Kościele. Trudno, rzecz jasna, ignorować to, co widać gołym okiem: Europa dokonała oficjalnej i radosnej wręcz apostazji i pożegnała się z chrześcijaństwem. To jednak nie oznacza, przynajmniej z punktu widzenia osób wierzących, że na tym kończy się historia. A figura walca sugeruje, że właściwie nie ma już czego zbierać i nie ma na czym siać. Opiera się głównie na statystyce (pustoszejące kościoły itd.), a pomija toczące się równolegle (kiełkujące, ale dynamiczne) procesy odnowy wiary.
Tym większym nadużyciem byłoby mówienie o „walcu sekularyzacji” w przypadku świata islamu. Zrośnięcie religii z wszelkimi obszarami życia społecznego, w tym politycznego, było i jest w islamie dużo silniejsze, niż było kiedykolwiek w chrześcijaństwie. Nawet jeśli w historii sojusz tronu i ołtarza bywał silny, z biblijnego i teologicznego punktu widzenia było to naruszenie natury wiary i przesłania Ewangelii. W przypadku islamu jest odwrotnie: rozejście się religii z polityką byłoby czymś nienaturalnym, bo obie rzeczywistości tworzą praktycznie nierozerwalną jedność. Gdyby jednak trzymać się tylko tego aspektu, można by mówić o mierzalnych już tendencjach sekularyzacyjnych w krajach arabskich. Rosnąca dezaprobata dla islamistycznych partii politycznych, malejące zaufanie do przywódców religijnych oraz – co ważniejsze – deklarowana coraz częściej „niereligijność” to poważne symptomy tego, co świat zachodni zna już bardzo dobrze.
Spadek z wysoka
Tematem od kilkunastu lat zajmuje się Arab Barometer, ośrodek badawczy powstały w wyniku partnerstwa między uniwersytetami Princeton i Michigan w USA oraz ośrodkami akademickimi na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej. Od 2006 roku Arab Barometer przeprowadził blisko 80 tys. wywiadów wśród mieszkańców krajów arabskich, stosując profesjonalny dobór próby badawczej. Za każdym razem badania prowadzone są w kilkunastu krajach regionu. Ostatnie objęło ponad 25 tys. osób z 10 państw, m.in. Algierii, Libii, Libanu, Iraku, Egiptu i Tunezji, ale do grupy badawczej włączono również Palestyńczyków z Autonomii Palestyńskiej. Zanim wskażemy na tendencję, którą można zaobserwować na podstawie porównania z podobnymi badaniami sprzed paru lat, zaznaczmy, że mówimy o regionie świata, który należy do najbardziej religijnych, gdzie religia ciągle odgrywa kluczową rolę. Dlatego stopniowa, ale wyraźna erozja tego wizerunku zwraca uwagę badaczy. Mówiąc kolokwialnie: wskaźniki religijności muzułmanów mają z czego spadać.
Dopiero w takim kontekście badania ośrodka Arab Barometer dają do myślenia. Najpierw mniej „szokujące” dane: w ciągu 6 lat liczba muzułmanów, deklarujących się jako osoby niewierzące, wzrosła o 5 punktów procentowych. W 2013 roku mówiło tak o sobie 8 proc. badanych, a w 2019 roku już 13 proc. To oznacza, że jeśli trend się utrzyma, za kolejne 6 lat może to być już ponad 20 proc. A jeśli spojrzeć na deklaracje respondentów poniżej 30. roku życia, to już teraz mamy wzrost z 11 do 18 proc. Oczywiście istnieją duże rozbieżności między poszczególnymi krajami: z jednej strony mamy bardzo szybko laicyzującą się Tunezję, gdzie osoby określające się jako „niereligijne” to już ponad 30 proc. (6 lat wcześniej 18 proc.), z drugiej np. Irak, gdzie ten skok jest dużo niższy i liczba niewierzących nie przekroczyła jeszcze 10 proc. Ale jeśli wejdziemy w wyniki nieco głębiej, okaże się, że choć Irakijczycy wydają się ciągle – na tle innych – bardzo wierzącą społecznością, to już w pytaniu o uczęszczanie w piątki do meczetu („przynajmniej raz na jakiś czas”, tak brzmi sformułowanie w kwestionariuszu) widać wyraźny spadek również w Iraku. W 2013 roku twierdziło tak 60 proc. badanych, a 6 lat później już tylko 35 proc.! W Egipcie, gdzie liczba deklarujących się jako wierzący jest zbliżona do Iraku, widać podobną, choć wolniejszą tendencję: z niespełna 90 proc. uczęszczających do meczetu zrobiło się ok. 72 procent. Proces ten odczuwalny jest także w Libanie i Libii – odpowiednio 65 do 55 proc. i 70 do 55 proc. Liderem tego procesu pozostaje Tunezja: odsetek praktykujących spadł tu w ciągu 6 lat z ok. 52 do 30 procent.
Liderzy ciągną w dół
Chcąc zrozumieć, co właściwie dzieje się w krajach arabskich i skąd takie wyniki deklarowanej (nie)religijności, musimy sięgnąć po dalszą część badań. Dotyczą one postaw wobec przywódców religijnych i islamskich partii politycznych. Można postawić tezę, że radykalny spadek zaufania do tych liderów pociąga za sobą spadek praktyk, a w dalszej konsekwencji zanik wiary. Można powiedzieć, że za postępującą laicyzację odpowiadają radykalne ugrupowania islamskie i ich duchowi przywódcy. Oczywiście zanik osobistej wiary i przywiązania do religii nie postępuje tak szybko jak spadek zaufania do liderów (co występuje również w innych religiach), jednak trudno nie dostrzec tej zależności, która jest tym silniejsza, im silniejszy jest związek islamu z praktycznie każdym obszarem życia, w tym także politycznego. To na ulicach Iraku, tego samego, w którym deklarowana religijność ciągle utrzymuje się na stosunkowo wysokim poziomie, można usłyszeć demonstrantów wołających: „NIE dla religii, NIE dla sekt”. Z kolei w wielowyznaniowym Libanie protestujący wołali: „NIE dla islamu, NIE dla chrześcijaństwa!” (mówimy o kraju, gdzie obie religie zbudowały w miarę zgodny model współrządzenia i koegzystencji). „W całym świecie arabskim ludzie zwracają się przeciwko religijnym partiom politycznym i duchownym, którzy pomogli im doprowadzić je do władzy” – piszą autorzy badań. W całym regionie odsetek osób wyrażających duże zaufanie do partii politycznych, z których większość ma zabarwienie religijne, spadł o ponad jedną trzecią w porównaniu z rokiem 2011 i wynosi dziś zaledwie 15 proc. (średnia dla wszystkich 10 badanych krajów oraz Autonomii Palestyńskiej). Co ciekawe, najsilniej odczuwają to przywódcy religijni i polityczni w Iraku: odsetek Irakijczyków, którzy twierdzą, że ufają partiom islamistycznym, spadł z 35 proc. w 2013 roku do 20 proc. w 2019 roku. Zaufanie do liderów religijnych w całym regionie spadło z 51 do 40 proc. (w samej Libii z ponad 30 do 20 proc.).
„Islam odporny”
Jak trafnie zauważył na łamach „New York Timesa” turecki publicysta Mustafa Akyol, przez długie dziesięciolecia socjologowie byli zdania, że świat islamu jest „zbyt sztywny i absolutystyczny”, by miał poddać się procesom sekularyzacyjnym, podobnym do tych, jakie przeszedł świat zachodni. „Wielu muzułmanów również mówiło z dumą: nasza prawdziwa wiara nie pójdzie błędną ścieżką bezbożnego Zachodu” – pisze Akyol. Widać wyraźnie, że muzułmanie, zwłaszcza przywódcy polityczni i religijni, nie wzięli pod uwagę tego, że w każdym człowieku, „nawet” u muzułmanów, musi zrodzić się naturalny sprzeciw wobec radykalizacji ugrupowań islamskich i dokonywanych przez nich w imię religii zbrodni. O ile więc dla ludzi Zachodu procesy sekularyzacyjne są chlebem powszednim, dla świata islamu wyniki badań Arab Barometer muszą być szokujące. Przecież odkąd w latach 70. XX wieku zaczął rozwijać się silny nurt, który doprowadził do skrajnie upolitycznionej interpretacji islamu, Bliski Wschód żył przekonaniem, że „islam jest odporny na sekularyzację” (to słowa Shadiego Hamida, amerykańskiego religioznawcy i publicysty). „W większości świata islamu muzułmanie są rozczarowani strasznymi rzeczami, których dokonano w imię ich religii” – konkluduje Akyol. Z pewnością do takiego stanu przyczyniły się działalność i wpływy radykalnych ugrupowań, które po tzw. arabskiej wiośnie wzięły się za urządzanie życia społeczno-politycznego w poszczególnych krajach. Ale czy to wszystko, co można powiedzieć na ten temat?
Allah zostaje
Dobrym uzupełnieniem tych badań byłoby solidne przebadanie innego zjawiska, które jest sygnalizowane przez osoby znające Bliski Wschód od środka, zwłaszcza przez znanych ewangelizatorów. Okazuje się, że tak jak w Europie setki muzułmanów rocznie przyjmuje chrzest, tak tysiące muzułmanów w krajach arabskich (ale również w Turcji czy Iranie) bardziej lub mniej jawnie przechodzi na chrześcijaństwo. Brakuje wystarczająco solidnych danych, bo nie są to sprawy bezpieczne dla konwertytów. Można jednak założyć, że część muzułmanów porzucających islam nie wybiera duchowej pustki, tylko opowiedzenie się za wiarą w Jezusa z Nazaretu. Johannes Hartl, niemiecki teolog katolicki, a zarazem ewangelizator i lider Domu Modlitwy w Augsburgu, często opowiada o rosnącej liczbie konwersji na chrześcijaństwo… w Iranie. A jeśli wierzyć danym stowarzyszenia Notre Dame de Kabylie, założonego przez pochodzącego z Algierii konwertytę Mohammeda Christophe’a Bileka, rocznie na całym świecie aż 6 mln muzułmanów prosi o chrzest. Brytyjski „The Times” ocenia (bazując na danych różnych wspólnot chrześcijańskich), że aż 15 proc. muzułmanów przybywających do Europy przechodzi na chrześcijaństwo. Z kolei pastor Tom Doyle, zajmujący się formacją konwertytów z islamu w takich krajach jak Irak, Iran, Afganistan, Egipt, Syria czy Liban, w rozmowie z GN 5 lat temu przekonywał, że tylko w ciągu dekady więcej muzułmanów przeszło na chrześcijaństwo niż we wszystkich poprzednich wiekach razem wziętych. Sami zainteresowani zaświadczają, że dzieje się to często pod wpływem snów, w których widzą Jezusa. Zapewne radykalizacja islamskich ugrupowań jest dodatkową motywacją. Wymagałoby to wnikliwych badań, ale można chyba powiedzieć, że tzw. sekularyzacja w przypadku muzułmanów niekoniecznie oznacza „pożegnanie z Allahem”. Allah to w języku arabskim jedyne słowo, które oddaje Boga Jedynego. Odrzucając islam, niekoniecznie więc odrzucają Allaha. Wielu z nich odnajduje Go w Bogu Trójjedynym.•
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?