Przedstawiciele indyjskich wersji 21 portali społecznościowych mają stawić się w sądzie - podał w piątek w internetowym wydaniu indyjski tygodnik polityczny "Tehelka". Indie chcą ścigać ich za obscena, sianie nienawiści, podważanie integracji narodowej.
Przesłuchanie sąd wyznaczył na 13 marca.
W piątek rząd Indii poinformował sąd, że dysponuje wystarczającymi materiałami, aby wytoczyć sprawę 21 sieciom społecznościowym, m.in. Facebookowi, za promowanie wrogości, obrazę uczuć religijnych i sianie nienawiści na tle religijnym oraz występowanie przeciwko integracji narodowej.
Dzień wcześniej Sąd Najwyższy w Delhi ostrzegł portale, że zostaną - podobnie jak uczyniono to w Chinach - pociągnięte do odpowiedzialności, jeśli nie opracują mechanizmu wykrywającego i usuwającego ze swoich stron materiały obsceniczne, "celowo wywołujące oburzenie" i nawołujące do wrogości między grupami społecznymi czy religijnymi.
Zgodnie z obowiązującym w Indiach prawem takie firmy jak Google, Facebook czy Twitter ponoszą odpowiedzialność za treści umieszczane na portalach. Od momentu zgłoszenia, że dane zdjęcie czy tekst kogoś obrażają, mają 36 godzin na usunięcie tego materiału. W zeszłym roku firmy te przegrały sprawę przed sądem pierwszej instancji.
Wezwania sądowe dla szefów serwisów społecznościowych wydano już 23 grudnia w związku z domniemaniem spiskowania, sprzedaży obscenicznych książek i przedmiotów nieletnim - pisze w piątek "Economic Times", wyjaśniając, że wystosować je sąd mógł dopiero po uprzednim uzyskaniu zgody władz centralnych bądź stanowych.
10 firm, które poinformowały sąd, że swoje siedziby mają za granicą - m.in. YouTube, Google, Yahoo - ma otrzymać wezwania za pośrednictwem indyjskiego MSZ.
W poniedziałek Sąd Najwyższy ma kontynuować rozpatrzenie apelacji wniesionej przez prawników Google'a, Facebooka i innych portali w sprawie wytoczonej z cywilnego powództwa przez delhijskiego dziennikarza Vinaya Raiego, który domagał się usunięcia ze stron internetowych obrazów obraźliwych dla wyznawców hinduizmu, islamu i chrześcijaństwa, ponieważ mogą one prowadzić nawet do rozruchów.
"Niższa instancja nakazała firmom usunięcie części takiej zawartości stron, ale złożyliśmy apelację" - powiedział w piątek rzecznik Google w Indiach.
"Jeśli kontrabanda zostanie znaleziona w czyimś domu, to on odpowiada za podjęcie działań" - powiedział w piątek sędzia Suresh Kait prawnikom indyjskiego Facebooka i Google.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...