Tym werdyktem sąd uznaje, że przynależność religijna jest już nie tylko sprawą prywatną (co i w polskim prawie generuje czasem absurdy), ale także wstydliwą na tyle, że porównywalną z wyrokiem sądowym.
Sąd w Kolonii uznał obrzezanie dzieci z motywów religijnych za podlegające karze uszkodzenie ciała i zakazał takich praktyk – informuje dzisiaj „Suddeutsche Zeitung”. Oburzeni są żydzi i muzułmanie w tym kraju. Myślę, że do protestu powinni przyłączyć się chrześcijanie i wszyscy ludzie ceniący wolność wyznawania religii.
W jaki sposób argumentuje sąd? Otóż wskazuje, że obrzezanie dziecka spowodowało "trwałe i nieodwracalne" zmiany na ciele dziecka oraz że "taka zmiana narusza interesy dziecka, nie pozwalając mu później na podjęcie swobodnej decyzji o swej przynależności religijnej". Innymi słowy: rodzic nie ma prawa decydować, w jakiej religii wychowa dziecko, gdyż w przyszłości może ono chcieć to zmienić.
Argumentacja wydaje mi się absurdalna, z prostego powodu. Każdy człowiek jest wolny i każdy jest władny wybrać, Komu lub czemu uwierzy. Wybór można oceniać różnie w kategoriach dobra i zła, to sprawa zupełnie odrębna. Nikt i nic nie jest w stanie zabronić człowiekowi (chyba, że on sam) podjęcia wyboru wewnętrznego i uzewnętrznienia go w formie wyrażania własnego zdania czy podejmowania lub nie odpowiednich praktyk. Tymczasem obowiązkiem rodziców (bo o obowiązku, nie o prawie trzeba tu mówić) jest stworzenie dziecku życiowej bazy, z której będzie mogło wystartować. Powinno w niej znaleźć się to, co rodzic uważa za najważniejsze. Zatem również wiara lub filozofia życiowa.
Co dziecko z tą bazą zrobi, czy ją przyjmie i będzie rozwijać, czy zagubi, czy odrzuci, jest decyzją dziecka. Jednak ma prawo ją otrzymać. Psychologia bardzo wyraźnie wskazuje: bez korzeni, bez takiej bazy bardzo trudno buduje się siebie. Nawet buntować można się wyłącznie przeciwko czemuś. Nie da się zbuntować wobec nieokreślonej magmy, podobnie jak nie da się uderzyć pięścią w powietrze.
To, co stało się w moim dzieciństwie jest częścią mojej historii. Jest świadectwem mojego życia. Jest budulcem, z którego się składam. Nawet jeśli jest nim religia, której już nie wyznaję. Najwyraźniej sąd uznał, że człowiek powinien mieć prawo do zatarcia własnej historii i wymazania elementów tożsamości. Człowiek powinien móc wymazać ślad przynależności religijnej na podobnej zasadzie, jak dokonuje się zatarcie skazania.
Tyle że wyroku sądowego można i należy się wstydzić. Przynależności religijnej – żadnej – nie ma powodu! A jeśli tak, to powinno być także problemu nieodwracalności zmian na ciele czy w przypadku chrześcijaństwa zapisów w księgach parafialnych.
Tym werdyktem sąd uznaje, że przynależność religijna jest już nie tylko sprawą prywatną (co i w polskim prawie generuje czasem absurdy), ale także wstydliwą na tyle, że porównywalną z wyrokiem sądowym. Co na to instytucje zajmujące się obroną praw człowieka?
Jest rzeczą niezwykle ważną, byśmy występowali także wtedy, gdy krzywda dotyka innych. Nie tylko z najważniejszego powodu: miłości bliźniego. Wtedy, gdy zwrócą się przeciw nam, będzie za późno.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?