Obchodzone na wzór amerykański celtyckie święto Halloween przyjęło się w Polsce nie tylko dlatego, że kreują je popkultura i handel; także dlatego, że to strywializowana współczesna wersja dawnych zwyczajów, gdzie sacrum splata się z profanum, a powaga miesza z zabawą.
"Halloween to atrakcyjna forma świętowania. Przecież lubimy się bać, ale jednocześnie chcemy mieć świadomość, że to nie jest do końca prawdziwe, że to jest bezpieczne i że w określonym momencie się skończy. Pragniemy poczuć dreszcz emocji, ale wiemy, że jest to w dużym stopniu kontrolowane" - dodał.
Dr Odoj wskazał, że uczestnicy takich zabaw zwykle nie zdają sobie sprawy, że ich zachowania mają pradawną genezę. Np. przebranie czy zakładanie masek traktują przede wszystkim jako wymóg konwencji, formę wygłupu, nastraszenia innych, czy zachowania anonimowości. Tymczasem kapłani i uczestnicy celtyckiego obrzędu Halloween czy starosłowiańskich Dziadów przywdziewali dziwne stroje i zakrywali twarze, by odstraszyć zło, czyli odegnać złe duchy.
Dzisiejsze stereotypy mówią, że Halloween czy Dziady służyły przywoływaniu złych duchów, podczas gdy - jak tłumaczył dr Odoj - faktycznym sensem tych obrzędów było przyzywanie i chęć obcowania z dobrymi duchami w celu pozyskania ich przychylności. "To dla nich przygotowywano poczęstunek, palono ogniska na rozstajach dróg i wzgórzach, by oświetlić im drogę, przywołać, ugościć, a złe duchy, demony - odstraszyć" - podkreślił naukowiec.
Uczestnicy starosłowiańskiego obrzędu Dziadów nie tylko mieli twarze zakryte chustami, ale też np. nie odwracali się do tyłu, by nie spojrzeć w oczy czającym się tam upiorom. "Taka była geneza noszenia masek; dzisiaj to tylko forma zabawy, bez głębokich podtekstów" - uważa etnolog.
Inny stereotyp dotyczy dyni, która po wydrążeniu i wycięciu otworów ma przypominać upiorną twarz demona. Geneza tego rekwizytu jest jednak inna - mieszkańcy Irlandii i Północnej Anglii drążyli popularne w tych rejonach w uprawie dynie, by zapalać w nich ogienki, symbolizujące błądzące dusze zmarłych.
"Wierzono, że dusze błądzą po polach i lasach jako ogniki. Nie chodziło więc o to, by dynia była wyobrażeniem głowy demona, ale by te płomyki były widoczne z daleka" - wyjaśnił dr Odoj, wskazując, że również w polskiej tradycyjnej kulturze wyobrażano dusze ludzi złych i okrutnych jako ogniki, upatrując błąkające się dusze np. w światełkach emitowanych przez robaczki świętojańskie.
"Dziś podczas Halloween lubimy rekwizyty, imitacje ludzkich czaszek czy szkieletów. To forma zabawy, zachowań ludycznych, którym nie przypisywałbym działań okultystycznych czy satanistycznych. Tym bardziej, że pierwotne Halloween czy Dziady nie miały z szatanem nic wspólnego; przeciwnie, chodziło o to, by odseparować się od złych duchów" - powiedział dr Odoj, wskazując, że podczas polskich zabaw produkt, jakim jest obecnie Halloween, przeplata się z popkulturą. Np. dzieci na takie zabawy przychodzą często przebrane nie za duchy czy maszkary, a za postaci ze znanych filmów.
"We współczesnym Halloween mamy przenikanie się sacrum i profanum, powagi i zabawy, chęci odreagowania i obłaskawienia śmierci oraz wejścia w klimat pamięci o zmarłych. Dlatego ta forma łatwo wkomponowała się w ten czas. Dodatkowo jest to stale wzmacniane kulturą masową i konsumpcyjną, w której żyjemy. Nie zmienimy tego; możemy jedynie racjonalnie korzystać z jej +uroków+" - podsumował naukowiec.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?