Rządowe propozycje dotyczącego tzw. prawa do ochrony rasy i religii w Birmie nie są konieczne – uważa abp Charles Maung Bo SDB.
Ordynariusz Yangonu wezwał sprawujących władzę w tym kraju, by niczego nie zmieniali w prawodawstwie dotyczącym wolności każdego obywatela co do wyboru wyznawanej przez siebie religii. Odniósł się w ten sposób do inicjatywy ustawodawczej, którą tamtejszy parlament ma podjąć w maju. Jej celem jest teoretycznie ochrona większości buddyjskiej przed wpływami wciąż rosnącej mniejszości muzułmańskiej. Ma się to dokonać m.in. przez ograniczenie małżeństw mieszanych i konwersji na inną religię.
Kilka miesięcy temu buddyjski ruch nacjonalistyczny pod nazwą „Ruch 696” przygotował projekt nowej ustawy o zawieraniu małżeństw mieszanych. Uznał on za niebezpieczne dla państwa wchodzenie buddyjskich kobiet w związki małżeńskie z wyznawcami innych religii, zwłaszcza muzułmanami. To wiąże się zwykle ze zmianą przez nie wyznania. Stąd też propozycja, wymagać od kobiety przed zawarciem takiego związku uzyskania zgody lokalnej administracji. Pod projektem podpisy złożyło 1,3 mln Birmańczyków. Spotkał się on jednak z ostrą krytyką przedstawicieli organizacji broniących praw człowieka.
„Nawrócenie jest jedną ze swobód indywidualnych; nie można wpływać na nikogo, gdy chodzi o przejście z jednej religii na inną – powiedział abp Maung Bo. – Sam Papież mówił, że trzeba szanować także ateistów, tych, którzy nie wyznają żadnej religii. Nikt nie może tu stosować przymusu: ani rodzice, ani państwo, ani mnisi. Nawrócenie jest sprawą sumienia” – wskazał hierarcha. Konstytucja Birmy stanowi, że uprzywilejowaną religią jest buddyzm, który wyznaje większość społeczeństwa. Uznaje jednak za legalne funkcjonowanie w życiu publicznym innych religii: chrześcijaństwa, islamu, hinduizmu i animizmu.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...