W klasztorze dominikańskim w Tokio-Shibuya przebywa obecnie z 3-miesięczną wizytą o. Thierry-Marie Courau OP. Ten emerytowany obecnie długoletni profesor teologii religii w Instytucie Katolickim w Paryżu od lat interesuje się japońskim buddyzmem.
Jest to 6. pobyt w Kraju Kwitnącej Wiśni, a ponieważ zatrzymał się w klasztorze, umożliwia to różne rozmowy ze wpółbraćmi na temat dialogu chrześcijańsko-buddyjskiego w państwie ciągle uchodzącym za „buddyjski”
O. Thierry potrafi zaskakiwać. Gdy przed kilkoma dniami zakonnicy obchodzili urodziny swego przełożonego o. Hisao Miyamoto, gość z Francji przyniósł japoński flet bambusowy „shakuhachi”, na którym z dużymi umiejętnościami zagrał kilka bardzo typowych utworów. Na co dzień nie ma okazji, aby je usłyszeć, chyba że kogoś bardzo interesuje ten temat i uda się w tym celu do jakiejś sali koncertowej, gdzie niekiedy bywają wykonywane takie klejnoty starej kultury japońskiej, jak muzyka, teatr, tańce i śpiewy.
Francuski zakonnik przybył do Tokio tym razem w istocie po to, aby nauczyć się gry na innym tradycyjnym instrumencie japońskim – „koto”, podobnym do cytry. Wspominał, że niedawno był zafascynowany koncertem, na którym grało równocześnie 30 takich instrumentów, co pozwoliło porozmawiać przy okazji na szersze tematy, m.in. o fundamentach ogólnoludzkiej kultury religijnej.
Dominikanin podkreślił znaczenie japońskiego słowa „ma” – pauzy. Grając na „shakuhachi” siłą rzeczy potrzebna jest przerwa na nabranie oddechu do dalszej gry. Ma ona wymiar symboliczny, gdyż buddyści, jak się okazuje, widzą także tutaj wartość nabrania dystansu do wszystkiego, co się dzieje i czyni. Podobnie jest również w chrześcijaństwie, np. List św. Pawła do Hebrajczyków (4,1-5.11) podkreśla znaczenie „odpoczynku w Bogu”, co jest nawet celem naszego istnienia.
Na innym spotkaniu – w kaplicy kościoła salezjanów w Chofu przy grobie wybitnego kompozytora, sługi Bożego o. Wincentego Chimattiego (1874-1965) – o. Thierry odpowiadał na różne związane z tym tematem pytania.
Raz w miesiącu odbywa się tam polsko-japońska „modlitwa uwielbienia”. Tym razem grupa gościła tego gościa z Francji. Po modlitwie odbyły się wspólny posiłek i rozmowy. W odpowiedzi na jedno z pytań o. Courau zaznaczył, że „człowiek potrzebuje Boga w każdej kulturze i religii, potrzebuje się napełnić Nim. Tego uczy nas Chrystus, który jest «drogą do Ojca» i który przyszedł, aby wypełnić Jego wolę. Jest On dla nas wzorem i uczy, co w życiu jest naprawdę ważne: otwarcia się na tajemnicę miłosiernego Boga”.
Uczestniczący w tej rozmowie polski dominikanin, pracujący od lat w Tokio o. Paweł Janociński opowiedział o swej dobrej znajomej śp. s. Shizuko Oshimy. Przez kilka lat uczyła się ona „buddyzmu chrześcijańskiego” u słynnego japońskiego jezuity o. Kakichiego Kadowakiego (†2017) oraz pobierała nauki u dominikanina o. Shigeto Oshidy (†2003), który założył istniejący do dziś katolicko-buddyjski „soan” (dom modlitwy) w górach w prefekturze Nagano.
Później jednak japońska zakonnica zetknęła się z katolicką odnową charyzmatyczną, uczestniczyła w jej seminariach, podczas których modlono się nad nią o nowe wylanie Ducha Świętego. W rezultacie zebrała ona swoje doświadczenia i przemyślenia i napisała książkę, której tytuł nawiązuje do ewangelicznych słów „Duch tchnie, kędy chce”. Opierając się na metodologii kanadyjskiego jezuity i filozofa o. Bernarda J. Lonergana SJ (1904-84) napisała ona, że „buddyzm, owszem, wynosi nas na czysto naturalne wyżyny ludzkiego istnienia, ale to dopiero łaska i dar Ducha Świętego sprawiają, że stajemy się dziećmi Bożymi”.
O. Thierry ani nie protestował, ani nie prostował tych stwierdzeń, bo przy wszystkich swoich zainteresowaniach buddyzmem ma on głęboką wiarę. Ucieszyło go wyznanie o. Janocińskiego, że „w Japonii nauczyłem się jednej rzeczy: «jeśli nie staniecie się jak dzieci, nie możecie wejść do Królestwa Bożego»”.
Polski zakonnik pokazał mu też artykuł o zmarłym niedawno francuskim misjonarzu o. Françoisie Ponchaudzie, który jako pierwszy zaalarmował świat o tragedii humanitarnej w Kambodży. „New York Times” przytoczył 27 lutego jego wypowiedź, iż „głównym celem mojej działalności jest pomoc ludziom w jasnym zrozumieniu tego, czego nauczał Budda i co Jezus powiedział w Ewangeliach, pomagając im żyć razem i kochać się nawzajem. (…) Nasze życie jest cenne nawet, jeśli jesteśmy biedni. Możemy iść razem. To jest dobra nowina, którą dziś głosimy w Kambodży. Nauki Buddy i medytacja pozwoliły mi stać się lepszym chrześcijaninem. Budda pomógł mi zrozumieć, kim jest Bóg".
O. Janociński pokazał gościowi z Francji także artykuł z „The Japan Times” z 24 bnm. o australijskim misjonarzu – mormonie, który działając na wyspie Shikoku stał się tam duchownym buddyjskim. Opowiadał on tam m.in o buddyjskim mnichu Kukai (774-835), który ponoć towarzyszy również dziś pielgrzymom przemierzającym pątnicze szlaki na tej wyspie. O. Thierry wcale się tym nie zdziwił i przyznał, że też już tam szedł i też doświadczył obecności Kukaia. Podobne odczucia miał też polski dominikanin, gdy wiele lat temu przebywał tam jako pątnik.
Czyli inaczej Szczodre Gody. Słowiańskie święto obchodzone w pierwszy dzień zimy.
Czy po śmierci Bolesława Chrobrego rzeczywiście powrócono do wierzeń i praktyk pogańskich?