Nigeryjska organizacja dżihadystów Boko Haram ogłosiła powstanie kalifatu w środkowo-zachodniej Afryce. Chrześcijanie znów muszą uciekać.
Tu warto wyjaśnić, że AKMI (Al-Kaida Maghrebu Islamskiego), organizacja faktycznie rządząca we wschodniej Libii, przechodzi obecnie tę samą transformację co organizacja Państwa Islamskiego (PI), tj. odrywa się od Al-Kaidy. Na razie ten proces nie wygląda tak radykalnie jak w przypadku PI, gdyż szef AKMI Abdelmalek Droukdel odmówił uznania PI i po ogłoszeniu kalifatu w Iraku zadeklarował wierność Al-Zawahiriemu (przywódcy Al-Kaidy od śmierci ben Ladena). Jednak jego zastępcy mają już inne zdanie, doszło do scysji. Abu Abdallah El-Acimi – jeden z najważniejszych emirów AKMI – oficjalnie zadeklarował dołączenie do PI. To znaczy, że nigeryjski Boko Haram, mimo ustawienia się po stronie PI, dalej będzie mógł liczyć na libijską pomoc. Choć od momentu oderwania się PI od Al-Kaidy Arabia Saudyjska przestała finansować tę organizację, a teraz jest szczerze przerażona powstaniem ciągłego terytorialnie Państwa Islamskiego w Iraku i Syrii, pieniądze nie przestają płynąć z innych krajów Zatoki, jak też od tych saudyjskich miliarderów opozycjonistów, którzy mają dość swego „proamerykańskiego” króla. To paradoks, bo mimo „proamerykańskości” Arabia Saudyjska w zasadzie niewiele różni się od PI – tam też każdego miesiąca dokonuje się licznych publicznych ścięć głów szablą i prześladuje się chrześcijan.
Niemożność władzy
Boko Haram nie dysponuje takimi finansami ani takim potencjałem zbrojnym jak PI. Ma niewiele nowoczesnej zachodniej broni, tylko część tej, którą dostarczyły kraje NATO ugrupowaniom libijskim w celu obalenia pułkownika Kaddafiego.
Tym niemniej w ciągu ostatnich lat sytuacja bardzo się zmieniła – Boko Haram to już nie bojownicy z maczetami na motorowerach. Po wzmocnieniu z Libii organizacja zdobyła kilkanaście nigeryjskich koszar, przejmując samochody, pancerne wozy bojowe i nawet artylerię. Wydawałoby się, że dysponująca wielkim budżetem armia nigeryjska (ok. 7 miliardów dolarów) powinna sobie bez problemu poradzić z oddziałami Shekau, ale obserwatorzy dostrzegają olbrzymią przeszkodę, którą jest korupcja.
Nigeryjskie wojsko wysyłane na muzułmańską północ jest słabo wyposażone i często nie dostaje żadnego żołdu, co zwykle kończy się wycofaniem z pola walki. Armia wysyła wtedy samoloty i śmigłowce, jednak bombardują one często bez rozpoznania, masakrując Bogu ducha winne wioski, co sprawia, że miejscowa ludność nie widzi specjalnej różnicy między terrorem Boko Haram a działaniami wojska. Obecna ofensywa bojowników Boko Haram, prowadzona wzdłuż granicy z Kamerunem, pozwoliła im zdobyć na początku września duże miasta, jak 200-tysięczną Gwozę czy 300-tysięczną Bamę. Z terenów walk wraz z chrześcijanami uciekają dziesiątki tysięcy muzułmanów – część kieruje się do Maiduguri, inni przekraczają granicę z Kamerunem (...).
Bieda i przemoc
Kamerun ma zresztą coraz większy kłopot z Boko Haram. Organizacja prowadzi na północy tego kraju szeroko zakrojoną rekrutację. Bez większych trudności, bo nędza jest tam nie mniejsza niż w muzułmańskiej części Nigerii: młodzi chłopcy przy najlepszych chęciach nie zarobią tam więcej niż 2 dolary dziennie, podczas gdy Boko Haram oferuje żołd oraz dochody z porwań i rabunków. Motywacja rzadko jest religijna. Olbrzymia większość nigdy w życiu nie czytała Koranu – ponad 80 proc. z nich to analfabeci. Ten sam odsetek co na północy Nigerii. W obu krajach istnieje przepaść ekonomiczna między bardzo biedną, suchą północą a bogatym w surowce i urodzajną ziemię południem, gdzie życie jest nieco łatwiejsze. W obu krajach południe jest na ogół chrześcijańskie, a północ muzułmańska i w obu krajach są środowiska polityczne, które mogłyby się ostatecznie pogodzić z utratą północnych prowincji. To jedna z przyczyn braku motywacji do zdecydowanego przeciwdziałania ofensywie dżihadystów.
Amerykanie wyznaczyli w zeszłym roku 7 milionów dolarów nagrody za informacje, które pozwoliłyby namierzyć Abubakara Shekau. Nigeria „tylko” nieco ponad 300 tysięcy, ale te spektakularne sumy właściwie nigdy nie działają w przypadku przywódców ugrupowań radykalnych. Obserwatorzy liczą raczej na „wewnętrzny zamach stanu” – obalenie przywództwa Shekau przez tych, którzy w łonie organizacji uważają go za gwałtownego szaleńca, szkodzącego sprawie przyszłego państwa muzułmańskiego w środkowej Afryce. Nie można natomiast liczyć na zachodnią interwencję zbrojną – byłaby ona możliwa tylko wtedy, gdyby Boko Haram zaatakował Niger, gdzie znajdują się olbrzymie kopalnie uranu, eksploatowane przez zachodnie koncerny energetyczne. Nigeryjski Kościół katolicki apeluje do chrześcijan, by nie dali się ponieść ekstremizmowi, gdyż, jak przestrzega o. Alumuku, doprowadziłoby to do dalszych olbrzymich nieszczęść na skalę całego kraju. „My, katolicy, i inni umiarkowani chrześcijanie staramy się hamować chrześcijan ekstremistów, bo nie da się walczyć przemocą przeciw przemocy. Musimy po prostu sobie pomagać, starać się przeżyć”. W Maiduguri duchowni i świeccy organizują pomoc dla uchodźców, bez względu na wyznanie.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?