Jaka jest ta nowa wiara, którą mamy przyjąć w zamian? Co nam daje?
Otrzymałem list od uczonego, profesora zwyczajnego nauk społecznych. Wyraża on „głęboki niepokój i sprzeciw” w związku z moim wystąpieniem w czasie uroczystości nadania Antoniemu Macierewiczowi tytułu Patrioty Roku (ściślej: w związku z satyrycznym echem tejże uroczystości na łamach „Gazety Wyborczej”). Szukając argumentów, które najmocniej wykazałyby perfidię działań obecnego ministra obrony, autor listu postawił śmiałą tezę: to Macierewicz zorganizował zamach 10 kwietnia 2010. Tego akurat wątku nie chcę komentować.
Bardziej interesująca wydała mi się inna teza. Brzmi ona pod piórem profesora zwyczajnego tak: „Problem jest jednak szerszy. Działalność ministra jest wspierana przez inne inicjatywy, które nawołują do repolonizacji, ponownego określenia i wzmocnienia tożsamości narodowej (…). Obecna sytuacja w Polsce to coś na kształt wspominanej w literaturze historycznej »reakcji pogańskiej« sygnalizowanej w źródłach historycznych kilkadziesiąt i więcej lat po wprowadzeniu chrześcijaństwa w państwie Mieszka I. Obecnie to reakcja na globalizację, podważającą jednak znaczenie polityk narodowych oraz podważającą znaczenie tzw. narodu”.
A zatem jesteśmy jak poganie, którzy nie chcą przyjąć nowej, lepszej wiary. Dobrze. Zastanówmy się jednak: w jakiej roli występuje autor tego porównania: świętego Wojciecha, papieża czy choćby tylko skromnego kapłana nowej wiary, służącego jego świeckiemu ramieniu – jakiemuś nowemu Ottonowi (to dziś przewodniczący Schulz czy może przewodniczący Juncker)? Pytam nie dlatego, że autor owego listu jest wyjątkiem, ale dlatego, że wydaje się typowym przedstawicielem grupy nader licznej w środowiskach akademickiej, medialnej i korporacyjno-finansowej elity, którą ta nowa wiara łączy. Zgodnie z jej dogmatem próba obrony tradycji, ciągłości, tożsamości, kultury, w której zostaliśmy wychowani – tej, w której nasz uniwersalizm i naszą narodowość zarazem możemy odczytywać (od „Bogurodzicy” i Kochanowskiego, a więc od Biblii i dziedzictwa antyku – po Herberta i Wojtyłę) – to relikt szkodliwego przesądu, który powinien być wypleniony. Teraz komisarze nowej wiary będą nam wybijali zęby, jeśli wyjdziemy na ulicę z flagą (na przykład biało-czerwoną), wyrażającą nasze przywiązanie do „starej, pogańskiej, narodowej” tożsamości? Może nie. Powinniśmy raczej, jeśli dobrze rozumiem ich intencje, sami, bez przymusu, naszą starą, narodową tradycję, kulturę i tożsamość wyrzucić na śmietnik. Ale – okazuje się – nie chcemy. Zaczyna się „pogańska reakcja”. I co będzie dalej? Jednak trzeba będzie zęby wybijać?
Coś jednak w tym porównaniu kuleje. Poganie roku 1038 – czy mieli za sobą kulturę dającą się zrównać pod względem bogactwa, ciągłości, siły oddziaływania z tą, jaką tworzą od chrztu Polski opowieści mistrza Wincentego o Kraku i Wandzie (oraz wpisane w te opowieści ideały republikańskiej wolności i niepodległości), przez ponoszone przez blisko 30 pokoleń realne ofiary dla obrony i budowania owej wspólnoty oraz nawarstwiające się przez tychże 30 pokoleń dzieła duchowe, od wspomnianego Kadłubka aż po filmy Wajdy, których nie da się zrozumieć bez odniesienia do narodowej tożsamości? Jeśli wspólnota narodowa jest „wspólnotą wyobrażoną”, to istotne jest, przez jak wielu, jak długo (przez ile pokoleń właśnie) i jak intensywnie wyobrażaną. Jeśli długo i intensywnie, jeśli ślad kulturowy jest bogaty, piękny, wtedy opór przeciw nowemu „chrztowi” globalizacji, który ma to wszystko unieważnić, jest może bardziej zrozumiały, wart współczucia, a nie pogardy? Widać też, że ten opór to nie tylko polska specjalność. W „pogańskiej reakcji” biorą przecież dziś widoczny udział Anglicy, Francuzi, Niemcy, Katalończycy, Szkoci, Węgrzy, Walonowie, Amerykanie… A co z Żydami, Chińczykami, Japończykami – jak ich „wyzwolić” z „przesądów narodowych”? Wszystkim im/nam zęby narodowej tożsamości powybijacie?
Najważniejsze pytanie: w imię czego? Jaka jest ta nowa wiara, którą mamy przyjąć w zamian? Co nam daje? Chrzest mieszkańcom ziemi Mieszka przyniósł Chrystusa, wolność dzieci Bożych, a także udział w wielkiej, starszej, bogatszej bez porównania kulturze duchowej niż ta, przy której trwali ówcześni poganie nad Wartą. Gdzie jest wasz Chrystus? – pytam wyznawców tej wiary, w imię której mamy dziś unieważnić wpisaną w naszą wspólnotę dziejową poezję Mickiewicza i Słowackiego, sens muzyki Chopina i Szymanowskiego, kolędy Karpińskiego i dumę z hasła „za naszą i waszą…”? Gdzie są wasze katedry – lepsze, piękniejsze od tej na Wawelu czy w Gnieźnie? Gdzie wasza globalna, postnarodowa duchowość? Czy to profesor Bauman, zrzynający z Wikipedii swoje ostatnie dzieła, ma być jej symbolem?
Czy my jesteśmy poganami, czy raczej „nowa wspaniała wiara” globalnego postmodernizmu jest pokusą neobarbarzyństwa? Nad tym warto się zastanowić – i dokonać wyboru. •
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?