Chrześcijan jest coraz więcej, a muzułmanie potajemnie jedzą wieprzowinę – zanotował o. Antoni Fic podczas swej podróży po ziemiach dzisiejszej Jordanii. Była wiosna 1928 roku.
Dominikanin Atanazy Fic, wtedy student archeologii w Szkole Biblijnej w Jerozolimie, był jednym z pierwszych Polaków, jacy ponad 80 lat temu wybrali się za Jordan. W 1928 r. obydwa brzegi Jordanu były pod brytyjską kontrolą w efekcie I wojny światowej, która usunęła stąd 400-letnie rządy tureckie. Na zachód od Jordanu nasilało się osadnictwo żydowskie, wsparte w czasie wojny deklaracją lorda Balfoura, przewidującą utworzenie „żydowskiej siedziby narodowej” w Palestynie. 20 lat później powstanie tu Izrael i zacznie się konflikt, który trwa do dziś.
Na wschód od Jordanu rozciągała się właściwie jedna wielka niewiadoma. Powstający pod kuratelą Brytyjczyków emirat Transjordanii nie miał żadnego precedensu w przeszłości. Dla niektórych było to południe Syrii, dla innych północ Półwyspu Arabskiego. Ludność stanowiły nieuznające władzy państwowej plemiona Beduinów. W nielicznych, małych miastach żył dziwny konglomerat, na którym arabskiemu emirowi Abdallahowi (pradziadowi i imiennikowi obecnego króla) trudno było się oprzeć. Tworzyli go chrześcijanie (zwykle prawosławni), Palestyńczycy (imigranci zza Jordanu) i Czerkiesi, których osiedlili tu jeszcze pod koniec XIX wieku Turcy, gdy uciekli spod rosyjskiego naporu na Kaukazie.
Skromne początki Jordanii
Miasta za Jordanem to były właściwie kilku- czy kilkunastotysięczne oazy, pełniące funkcję postoju dla karawan oraz pielgrzymów zdążających co roku do Mekki. Irbid, i wówczas, i obecnie, jedno z największych – po Ammanie – miast Jordanii, nie zrobił na ojcu Atanazym dobrego wrażenia: „Posuwamy się wąskiemi, brudnemi, pełnemi kurzu i śmiecia ulicami wśród niskich, mizernie skleconych z czarnego kamienia, a walących się domków, w których żyją razem ludzie i zwierzęta”. Już wówczas na tym tle korzystne wrażenie sprawiło na cudzoziemcu zaludnione osadnikami „wielkie, moderne, żydowskie Tiberias, nieco na północ od ruin dawnej stolicy Heroda Tetrarchy”. Ponury opis arabskich osiedli powtarza się często przy opisie kolejnych miejscowości.
Szukający godnego miejsca na swoją stolicę emir z dużym wahaniem wybrał w końcu Amman. Kilka wzgórz zabudowanych tarasowo parterowymi chałupkami Czerkiesów i obozowisko Beduinów, koło ruin rzymskiego teatru starożytnego miasta Filadelfia, nie przypominają w niczym obecnej 1,5-milionowej, nowoczesnej metropolii.
Ojciec Atanazy podróżował w czasach, gdy nie znano poprawności politycznej i jego uwagi na temat obserwowanych skromnych początków Jordanii można uznać za obcesowe. Gdy 12 kwietnia przejechał graniczny Jordan na południe od jeziora Genezaret, zanotował z widocznym rozbawieniem: „Cała rewizja graniczna polegała na zarejestrowaniu – bez żądania paszportów – naszych nazwisk i narodowości. Żeby nie robić kłopotu europejskiemi barbaryzmami, podaliśmy nazwiska po arabsku, a że znajomość geografii u Arabów nie sięga poza Anglję i Francję, przeto w rubrykę „narodowość” weszły tylko te dwa państwa”. Dziś jako Polak zostałby być może pomylony z Holendrem (podobieństwo arabskich wyrazów Hulanda – Bulanda).
«« | « |
1
|
2
|
3
|
»
|
»»