W rozmowach z bywalcami galerii ezoterycznych i uczestnikami organizowanych tam wykładów czy kursów, łatwo usłyszeć deklarację "Jestem chrześcijaninem/chrześcijanką" czy wręcz "Jestem katolikiem/katoliczką". Co tego rodzaju deklaracja oznacza?
Zaczęto tworzyć szkoły psychotroniczne oraz organizować targi ezoteryczne i targi medycyny naturalnej. W większych miastach powstawały sklepy i galerie, oferujące m.in. kadzidła, wahadełka, kryształy i kamienie o rzekomych właściwościach leczniczych, muzykę medytacyjną, rozmaite artykuły do aranżacji przestrzeni w myśl zasad radiestezyjnych czy feng shui i stosowne publikacje. Wokół tych miejsc (i niezależnie od nich) wyrastały ośrodki organizujące kursy, warsztaty i seminaria w rodzaju jogi, wizualizacji, NLP, prosperity, różnych technik uzdrawiania, jak reiki, aromaterapia i wiele, wiele innych.
Pierwsze publikacje z New Age w tytule wyszły w Polsce spod pióra chrześcijańskich, głównie katolickich, duchownych. Były one krytyką zjawiska znanego autorom z publikacji zachodnich, niepopartą rzetelnym rozpoznaniem polskich środowisk krzewiących nową duchowość. Krytyka ta rzadko była wyważona, spod niektórych wypowiedzi wyzierał wręcz fantazmatyczny wróg, a praktycy technik kojarzonych z Nową Erą nie bardzo utożsamiali się z obiektami ataków. Dla rodzimych praktyków i propagatorów idei Wodnika oraz-jeśli posłużyć się określeniem Marilyn Ferguson - „psychotechnologii" sam termin był słabo rozpoznawalny, ewentualnie kojarzono go ze skomercjalizowaną i powierzchowną religijnością. Jeden z leaderów tych środowisk, krzewiciel, m.in. szamanizmu, astrologii i popularyzator Księgi Przemian, wypowiada się w ten sposób:
Ja ten New Age widzę jako taką amerykańską »módkę«, płytsząna pewno od hipisowskiej kontrkultury [...]. Ja wtedy [na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych - DH] robiłem horoskopy, używałem Księgi Przemian i kart tarota, ćwiczyłem jogę, czytałem o dziwnych rzeczach, które przydarzały się Carlosowi Castanedzie i Robertowi Monroe, należałem do buddyjskiej sanghi i robiłem pokłony i mówiłem mantry, ale ani nie czułem potrzeby nazywania tego wszystkiego nazwą »nowa era«, ani samej tej nazwy nie znałem [...]. Potem nie wiadomo kiedy okazywało się, że na zachodzie, w USA głównie, takie określenie funkcjonuje, ale przyszło ono do mnie nie jako nazwa czegoś »mojego«, tylko już od razu wymawiane z przekąsem, jako coś, od czego wypada się odciąć, albo nie identyfikować się bez zastrzeżeń.
(...)
Samo w sobie zamieszanie terminologiczne i dystans wobec nazwy wyrażany przez osoby, którym krytycy chętnie przydaliby etykietkę Nowej Ery, nie jest fenomenem wyłącznie polskim. Prawdopodobnie jest nim jednak fakt, że w naszym kraju termin New Age został wprowadzony w przestrzeń publicznej dyskusji przez środowiska katolickie, które na początku lat dziewięćdziesiątych wydawały liczne publikacje krytyczne na ten temat. Być może należałoby zastanowić się nad wagą tego faktu, nad tym, czy i jakie posiada on implikacje dla rodzimej recepcji Nowej Ery.
Jak dotąd, żaden z polskich uczonych tematu tego nie podjął. Wydaje się, że dobrą intuicję ma Bochinger, który wskazuje na różną od siebie dynamikę zjawisk kojarzonych z New Age w poszczególnych krajach Europy. Sugerowałabym zatem, aby wyciągnąć wnioski z jego uwag i zastanowić się nad historią Nowej Ery w naszym kraju. Warto byłoby na przykład ustalić, jakie konsekwencje dla rodzimej duchowości spod znaku Wodnika ma precedens tego rodzaju, że ukształtowała się ona z pominięciem (całkowitym?) kontrkulturowego buntu, który był konstytutywny dla analogicznych zjawisk na Zachodzie. Albo zastanowić się, czy i jakie znaczenie dla formowania się czegoś, co ewentualnie określić by można mianem polskiej Nowej Ery, miały osoby niegdyś ważne dla krajobrazu tutejszej duchowości spoza katolickiego mainstreamu, takie jak np. Wincenty Lutosławski czy Leon Cyboran.
Jeśli by pójść z kolei za sugestiami Hanegraaffa wyłożonymi w antologii New Age Religion and Globalization, to należałoby zacząć od sformułowania definicji roboczej New Age, a następnie zastanowić się, czy o takim fenomenie można w ogóle mówić w przypadku Polski. Na pierwszy rzut oka propozycja takiego toku postępowania wydaje się przekonująca. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że Hanegraaff, zgłaszając swoje wnioski, występuje ze ściśle określonej pozycji teoretycznej. Zalicza się on do grona uczonych, którzy uważają, że definicję Nowej Ery należy i w ogóle można stworzyć, podczas gdy dyskusje prowadzone na międzynarodowym forum wskazują, że wcale nie jest to takie oczywiste.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?