Czego tak naprawdę człowiek poszukuje w swoim życiu? Jaki jest sens naszej egzystencji? Czy jest jakaś nadzieja na lepsze jutro? Medytacja – szansa czy zagrożenie? Ciężko streścić tak głęboki, a wręcz nieskończony temat, jakim jest medytacja chrześcijańska. Narosło wokół niej wiele kontrowersji i nieścisłości. Rozmowa z Brunonem Koniecko OSB, autorem książki „Medytować to…” i prowadzącym sesje medytacyjne „Oddychać Imieniem. Modlitwa Jezusowa”.
Jeżeli ciągle się potykamy na drodze, którą idziemy, to w pewnym momencie mamy tego wszystkiego dość. Czego się złapać, żeby utrzymać kierunek?
Wytrwałość jest tutaj fundamentem. Wiele osób rezygnuje, bo kilka miesięcy medytują i nic… Nie chodzi o zdobywanie kolejnych umiejętności. Jeżeli tak myślimy, to jest to wielka pomyłka. Wierne trwanie w praktyce mimo wszystko jest tutaj kluczem. Czasami warto zmienić porę naszej praktyki, ponieważ jest dla nas nieodpowiednia. Wtedy może się okazać, że nastąpi poprawa.
Czy są jakieś zalecenia, jeśli chodzi o ilość czasu spędzonego na medytacji?
Nie ma reguły, każdy musi wypracować swoją osobistą ilość czasu, jaki poświęca na modlitwę. Lepiej zacząć od mniejszego okresu niż zrazić się niepowodzeniami np. przy próbie 30-minutowej medytacji. Roztropność pełni tutaj ważne zadanie.
W swoich refleksjach, w książce "Medytować to…" nakreśliłeś taki rys, powiedzmy, teologii medytacji. Nie skupiłeś się na samej praktyce, ale bardziej na duchowości. Pokazałeś pozytywną i radosną stronę praktyki, jednak nie można zapominać o tym, że wejście na pustynię związane jest z ciężką walką z samym sobą, z demonami…
To prawda. W taki sam sposób można to zobrazować na przykładzie relacji z drugą osobą. Budowanie trwałej i bliskiej relacji wymaga trudu i czasu.
Zdarza się i tak, że człowiek w zderzeniu z klasztorną ciszą nie wytrzymuje. Szybkość i hałas życia odziera nas ze zdolności zatrzymania się i wyciszenia.
Jest to jakiś znak współczesnego świata. Teraz dochodzi już do tego, że sami bombardujemy siebie informacjami, doznaniami, ponieważ ich potrzebujemy. Stało się to dla nas czymś naturalnym, nie potrafimy inaczej funkcjonować. Z drugiej strony odczuwamy pewien niepokój i nieuporządkowanie. W konfrontacji z ciszą medytacji naturalne jest, że odzywa się nasze wnętrze, to co jest głęboko w nas. Nasze demony zaczynają wychodzić na zewnątrz.
Wspominasz również o byciu tu i teraz.
To pomaga nam przeżywać teraźniejszość, ponieważ przeszłości już nie wrócimy, a przyszłości nie znamy. Mimo tego, że wspominanie przeszłości i wyciąganie wniosków jest pozytywne, podobnie i planowanie, jednak kierowanie tylko na to uwagi będzie nas skutecznie odciągać od chwili obecnej.
Piszesz, że oddech podczas medytacji może nam pomóc w skupieniu się na chwili obecnej, na byciu tu i teraz.
To jest coś wewnętrznego, co jest nam dane, coś co jest dla nas naturalne. Poznając nasz oddech poznajemy samych siebie. Wydawać by się mogło, że jest to błaha sprawa, oddech… jednak to pozwala nam dostrzec coś, na co wcześniej nie zwracaliśmy uwagi, a tym samym dojrzeć piękno przeżywanej chwili tu i teraz.
Aby oddech złączyć ze Świętym Imieniem.
Ojcowie Pustyni mieli bardzo dobrą intuicję i wyczucie harmonii. Mówiąc o oddechu i praktyce modlitwy Jezusowej pokazali nam i wszystkim przeciwnikom, jak bardzo jest tutaj ważne połączenie tego aspektu cielesnego (oddech) i duchowego (modlitwa Jezusowa). Ojcowie Pustyni, jak to czytamy w Filokalii, wyraźnie mówią o technice modlitwy, czy to opisując metodę oddechu, czy też określając formułę. Dlatego musimy się czasami zastanowić, co krytykujemy, bo może się okazać, że podcinamy gałąź, na której sami siedzimy.
Napisałeś takie słowa: "Podczas medytacji stajemy się inni…" Co to znaczy?
Ponieważ bardziej poznajemy siebie. A jak poznajemy siebie, to odkrywamy coś innego o sobie samym. Praktyka medytacji pomaga nam odkryć te części nas samych, które są przed nami ukryte, których sobie do tej pory nie uświadamialiśmy. Nasze wyobrażenia, czy to o nas samych, czy o Bogu będą powoli oczyszczane.
Co z pojawiającymi się myślami, które nacierają na nas podczas medytacji?
Niech płyną, najważniejsze, aby nie skupiać się na jakiejś myśli, bo wtedy dajemy im przyzwolenie i tym samym tracimy kontrolę. Pozwalamy, aby taka myśl popłynęła sobie dalej i mocno trzymamy się formuły modlitwy Jezusowej, dzięki której wracamy na prostą drogę praktyki. I oczywiście wytrwałość. Nie możemy się zniechęcać, ten natłok myśli ma prowadzić do tego, żeby zaprzestać praktyki, a nie o to tutaj chodzi. To, co pokonuje demony, to wierność i wytrwałość.
Kolejnym aspektem, który jest niezwykle istotny to higiena umysłu przed medytacją. To, czym nasiąkniemy przed modlitwą, wróci do nas podczas praktyki.
Dlatego też zawsze zwracam uwagę podczas rekolekcji, że lepiej przed każdą sesją modlitwy Jezusowej przyjść nieco wcześniej i uspokoić swój umysł, a nie wpadać do sali w ostatniej sekundzie, ledwo łapać oddech i siadać do medytacji. Wyciszenie przed modlitwą jest niezwykle istotne, trzeba zostawić to, o czym się wcześniej myślało, słuchało czy oglądało. Przygotowanie ma prowadzić do jeszcze ściślejszego wejścia w relację z Bogiem.
Na koniec, takie krótkie podsumowanie. Jak rozpocząć praktykę medytacji chrześcijańskiej? Od czego zacząć, w co się zaopatrzyć? Co warto przeczytać… Vademecum dla tych, którzy nie mogą przyjechać do Tyńca.
Dobrze jest zapoznać się z "Opowieściami pielgrzyma", które są takim wprowadzeniem do modlitwy Jezusowej. Obowiązkowo należy przeczytać Filokalia, gdzie mamy teksty źródłowe. Wiele osób używa podczas powtarzania formuły modlitwy Jezusowej czotki, za pomocą której liczy wezwania. Co do samej praktyki:
Dziękuję za rozmowę.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?