Czego tak naprawdę człowiek poszukuje w swoim życiu? Jaki jest sens naszej egzystencji? Czy jest jakaś nadzieja na lepsze jutro? Medytacja – szansa czy zagrożenie? Ciężko streścić tak głęboki, a wręcz nieskończony temat, jakim jest medytacja chrześcijańska. Narosło wokół niej wiele kontrowersji i nieścisłości. Rozmowa z Brunonem Koniecko OSB, autorem książki „Medytować to…” i prowadzącym sesje medytacyjne „Oddychać Imieniem. Modlitwa Jezusowa”.
Mimo swojego konkretnego zadania technika w medytacji jest często krytykowana, jako coś zaczerpniętego ze Wschodu.
Myślę, że te zarzuty wynikają z braku naszej świadomości, że technika nie stanowi istoty medytacji. Jest czymś co nam pomaga, ale się w niej nie zawiera. Ona nam może pomóc posłuchać naszego oddechu, posłuchać naszego serca. Często bywa tak, że sami nie wiemy jak oddychamy. Jakoś szczególnie się nad tym nie zatrzymujemy, oddech jest czymś naturalnym, co jest nam dane. Patrząc od strony pytania jak oddychamy, często jest to oddech nieregularny, płytki, szybki. Dzięki technikom medytacji możemy zobaczyć swoją wewnętrzną kondycję, również tą fizyczną. Wtedy widzimy, czy mamy do czynienia ze spokojem, wyciszeniem, czy też z wewnętrznym rozbieganiem. To wszystko ma swoje efekty w samej medytacji. Jak już wspominałem, jeśli jest coś nieuporządkowane w jednej sferze, to być może całe nasze życie jest nieuporządkowane...
Pokutuje strach przed ciałem, albo lepiej ciało jako siedlisko zła i grzechu…
Już filozofia platońska mówiła o tym, że ciało jest więzieniem duszy. Ojcowie Kościoła również akcentowali wyższość duszy ponad ciałem. Jednak Kościół nigdy nie potępił cielesności w człowieku.
Wydaje się, że jednak w pewnych środowiskach akcenty zostały mocno przesunięte, przez co mamy ciągłe pretensje w kierunku medytacji.
Myślę, że warto tutaj spojrzeć na Mszę świętą. Popatrzmy na różnorodność postaw ciała, gestów, symboli. Pojawia się pytanie, na ile mamy świadomość, że ciało również odgrywa swoją rolę w Eucharystii. Jeżeli nie staramy się zgłębiać naszej tradycji, która opiera się na harmonii cielesno-psychiczno-duchowej, to wtedy nie dziwmy się na pewnego rodzaju zarzuty z różnych stron Kościoła.
Wspomnieć można tutaj herezję negującą człowieczeństwo Jezusa.
Nie tylko. Herezje szły w obu stronach, negując zarówno Bóstwo, jak i człowieczeństwo Chrystusa. Wynika to z braku zrozumienia natury Syna Bożego.
Punktem wspólnym jest tutaj harmonia, którą należy zachować pomiędzy tym co cielesne (technika medytacji), a tym co duchowe (trwanie przy Bogu).
Wtedy wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Początki
Medytacja chrześcijańska to…
To przede wszystkim spotkanie z Bogiem i myślę, że o tym musimy nieustannie pamiętać. Jeżeli wyrywamy medytację z modlitwy, to nie mamy wtedy do czynienia z medytacją chrześcijańską. Wtedy jest to z naszymi myślami, może jakieś oczyszczanie umysłu, czy stosowanie specjalnej techniki. Jednak te zewnętrzne praktyki nie będą prowadziły do spotkania z Bogiem. Medytacja chrześcijańska zawsze i wszędzie ma prowadzić do spotkania z Obecnym. Jest to trwanie w Jego obecności, trwanie przy Tym, który zawsze jest przy mnie, choć ja nie zawsze jestem przy Nim. Medytacja chrześcijańska ma mi uświadomić moją obecność wobec Boga, a przede wszystkim Jego obecność wobec mnie.
Jakie były początki Twojej przygody z medytacją chrześcijańską?
Zainteresowanie pojawiło się na początku mojego życia klasztornego. W nowicjacie miałem okazję odwiedzić opactwo w Lubiniu i tam uczestniczyliśmy w krótkiej sesji medytacyjnej. To było moje pierwsze doświadczenie tego typu modlitwy. Bardzo mnie to zainspirowało do dalszych poszukiwań.
Co było takiego pociągającego w medytacji chrześcijańskiej?
Przed wstąpieniem do opactwa tynieckiego praktykowałem modlitwę spontaniczną. Byłem we wspólnocie Odnowy w Duchu Świętym. Zmiana sposobu życia spowodowała, że zacząłem szukać innego sposobu modlitwy. Medytacja chrześcijańska pokazała mi alternatywną drogę, z której chciałem skorzystać w moim dążeniu do Boga.
Zrezygnowałeś z modlitwy spontanicznej, która kładzie nacisk na emocje…
Niekoniecznie. Każda modlitwa może mieć związek z emocjami.
Wydaje mi się, że nie powinna… Tradycja modlitwy nieustannej raczej emocje umieszcza w kategoriach czegoś, co przeszkadza w skupieniu.
Pamiętajmy o złożoności człowieka jako istoty cielesno-psychiczno-duchowej. Nie możemy całkowicie wyłączyć żadnej sfery naszego życia.
Ale możemy ją ograniczyć.
Powinniśmy ją odpowiednio ukierunkować.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?