Ten nakręcony w 2000 roku dwuczęściowy mini-serial jest przedostatnim dziełem, zaliczanym do telewizyjnego cyklu „Biblia”.
Serię otwierał „Abraham” Josepha Sargenta z 1993 roku (więcej o tej produkcji można przeczytać tutaj), ale kto wie, czy to nie Roger Young miał największy wpływ na to, jak wyglądał cały ten projekt.
Young – prawdziwy ekspert od współczesnego filmu kostiumowego - wyreżyserował bowiem także kilka innych obrazów z tego cyklu, a „Św. Paweł z Tarsu” jest jedną z jego najbardziej udanych produkcji.
Ekranowe losy Apostoła Narodów przywodzą na myśl homerycką „Odyseję”, tyle że święty miast do Itaki, pragnie przybyć do Rzymu – centrum antycznego świata - gdzie chce głosić Chrystusa.
Barwne przygody, błyskawicznie zmieniające się epizody, a wszystko to okraszone biblijnymi cytatami i ewangelicznymi mądrościami, nad którymi nie tylko należałoby się zatrzymać, przemyśleć je, ale przede wszystkim zacząć nimi żyć.
Oglądane w czasie seansu wydarzenia to w większości te same fakty, które opisano w Dziejach Apostolskich oraz w listach pawłowych. Są tutaj rzecz jasna także sceny i postacie fikcyjne (np. rozbudowany wątek faryzeusza Gamaliela, w którego wcielił się Franco Nero, tworząc znakomitą kreację). Nie stoją one jednak w jakiejś rażącej sprzeczności z Pismem Świętym.
Wiara pokonuje lęk. Kto przyjmuje Jezusa, zaczyna nowe życie. Istnieje tylko jedno prawo – prawo miłości… - między innymi o tym naucza tytułowy bohater filmu, który raz po raz znajduje się w sytuacjach, rzec by można, bez wyjścia. I nie chodzi tu tylko i wyłącznie ekranowe sekwencje/tarapaty, które spokojnie mogłyby się znaleźć w dawnych powieściach łotrzykowskich, czy filmach płaszcza i szpady.
Równie ważne i przykuwające uwagę widza są tutaj także spory między saduceuszami i faryzeuszami, a także dysputy toczone przez apostołów, którzy łamią sobie głowy nad tym, w jaki sposób kontynuować chrystusowe dzieło. W jakiej formie przekazywać Jego nauczanie?
Wszystko to dylematy i problemy przed którymi stajemy także i my. Czy „Św. Paweł z Tarsu” może nam choć trochę pomóc w ich rozwiązaniu?
Myślę, że tak. Postawa patrona (fantastycznie zagranego przez niemieckiego aktora Johannesa Brandrupa) może inspirować i zachęcać do lepszego poznawania Ewangelii. To czy zaczniemy nią żyć, zależy już tylko od nas. Film, z pewnością – w bardzo wyważony i mądry sposób - do tego zachęca.
***
Film można nabyć na DVD w naszym e-sklepie. Wystarczy kliknąć tutaj
Tekst z cyklu ABC filmu biblijnego
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?