Niezwykły, napisany plastycznym i żywym językiem esej historyczno-kulturowy o jednym z najmniej znanych państw świata. Wstrząsana niepokojami Birma to kraj samospełniających się przepowiedni, w którym każdy mężczyzna musi przynajmniej dwa razy w życiu na jakiś czas wstąpić do klasztoru.
Buddyjskie obrzędy poprzedza ludowa, animistyczna część tej ceremonii. W okazałej procesji wszyscy udają się do największego drzewa zamieszkanego przez ducha opiekuńczego regionu. Obejście jego siedziby równoznaczne jest z przedstawieniem mu chłopców i powierzeniem ich jego opiece na drodze do oświecenia, na którą niebawem wkroczą – tym razem pod kierunkiem mnichów. Początkiem tej drogi będzie ogolenie głowy dziecka, nadanie mu nowego imienia i wyrecytowanie za mnichem paru fragmentów z sutr Buddy.
Dzieci ubrane są w stroje królewskie. Złote parasole chronią je przed słońcem, gdy dostojnie na koniach objeżdżają wieś. Od prawie tysiąca lat powtarzana ceremonia przekazuje wszystkim i utrwala w ich świadomości dwie prawdy: po pierwsze, przypomina, że pochodzący z królewskiego rodu książę Siddhartha porzucił życie w bogactwie, aby stać się Buddą, a więc droga do oświecenia wiedzie przez wyrzeczenie; po drugie, odwołując się do tradycji mocno osadzonej w historii i folklorze Birmy, ceremonia ukazuje wszystkim wizję baśniowego awansu społecznego – nawet biedny chłopiec może zostać królem, gdy postępuje właściwie, czyli zgodnie z naukami Buddy. Symbolem tej cudownej przemiany są królewskie stroje dzieci i oznaki monarszej władzy – parasole.
W czasach królestwa pojawienie się w stroju nawet tylko przypominającym strój noszony przez królów lub książąt oraz wzniesienie nad sobą złotego parasola traktowane było jak zdrada stanu i karane śmiercią. Do królów wolno było upodabniać się tylko na scenie teatralnej i podczas ceremonii inicjacyjnej. Jednak to, co obecnie wygląda na baśniową fantazję, wielokrotnie potwierdzała historia Birmy. Istniała taka droga awansu, lecz była ona niezwykle krwawa. Zwyczajem nowych władców było zabijanie wszystkich pretendentów do tronu i ich rodzin, a często i służby. Odbywało się to zaraz po koronacji. Mogło się zdarzyć, że po śmierci bezdzietnego króla nie zostawał żaden prawowity następca tronu.
I tu przychodził czas na biednego chłopca ze wsi, jeśli tylko wyróżniał się charyzmą, odwagą i zdolnościami. Wtedy, w sposób najbardziej demokratyczny, mógł zostać wybrany królem, nawet gdy był zwykłym ogrodnikiem. W ten sposób tron zdobyło paru naprawdę wybitnych władców Birmy. Wydaje się jednak, że ta właśnie społecznie akceptowana, demokratyczna „furtka do tronu” – namacalna wizja realizującej się baśni – mogła być powodem nieustannych rebelii i krwawych walk podjazdowych wszystkich przeciw wszystkim. Sprzyjała też rozwijaniu się paranoi u ludzi będących na szczytach władzy. Ceremonia ta pokazuje zarazem, że można być królem królów i bez walki.
Grzegorz Torzecki
BIRMA. KRÓLOWIE I GENERAŁOWIE
stron: 164
wyd. Albatros, sierpień 2009
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?