Istnieje szereg argumentów historycznych, filozoficznych i antropologicznych przemawiających za tym, by rozróżnienie magii i religii zrelatywizować.
Religia wygrała więc rywalizację ze zdefiniowaną w obrębie tej konkretnej tradycji kulturowej magią, lecz była to już inna religia. Jak dowodzi dalej Thomas (8) religia w tym okresie, po pierwsze, nie kojarzyła bezpośrednio nieszczęścia z grzechem i, po drugie, rozpoznawała wartości wspomnianej filozofii mechanicznej. Szczególnie radykalny w tym względzie był protestantyzm, który za magiczne uznał wiele powszechnych zachowań katolików, poczynając od idei transsubstancjacji przez święcenie wodą po znane do dziś w języku angielskim pozdrowienie przy okazji kichnięcia, bless you, bądź błogosławiony. Kalwin odróżniał modlitwę od zaklęcia, niemniej jego poglądy są już różne od tego, z czym stykaliśmy się w starożytnym judaizmie. W tym ostatnim bowiem uznawano, że magia może działać, natomiast teraz już się temu zaprzecza. Nie dość, że bogiem nie da się manipulować, to magia jest uznana za całkowicie nieskuteczną. Zwycięstwo tego przekonania kosztowało jednak w międzyczasie niejedno życie ludzi oskarżanych o czary. Wszelako w okresie reformacji mówi się cały czas (w szczególności głosi to Kalwin) o wszechmocy boga i dopuszcza się możliwość cudu. Krótko mówiąc, magia została zdyskwalifikowana, cuda zaś wynikłe z interwencji boga w porządek świata są wciąż możliwe. Niemniej wkrótce pojawiają się i tacy, którzy będą twierdzić, że bóg trzyma się stworzonych przez siebie praw natury i cały świat to jeden „wielki zegar”.
Mechaniczne prawa
Tak więc zarzucono pogląd o skuteczności magii, a jego miejsce zajęło przekonanie, że świat rządzi się mechanicznymi prawami, które człowiek może poznawać i wykorzystywać dla swoich celów. Do czasów oświecenia czynił to niepodważalnie z przyzwoleniem Stwórcy, lecz później znaleźli się materialiści i ateiści, którzy całkowicie obywali się bez koncepcji boga. Z nauką stało się to, co z kapitalizmem w wersji Maxa Webera: uruchomiony zaczął żyć własnym życiem i według reguł, które nie musiały już odwoływać się do sankcji religijnych (9) Powoli od koncepcji prawdy objawionej akcent przesuwał się w kierunku prawdy odkrywanej przez samego człowieka w jego stałym trudzie rozpracowywania praw świata naturalnego. Na koniec więc i religię postawiono przed naukowym sądem rozumu. Uznano, że jej obecność w naszym życiu da się wytłumaczyć przez ujawnienie jej funkcji społecznych (np. Émile Durkheim), psychologicznych (Zygmunt Freud) czy poznawczych (James G. Frazer). Redukcjonizm taki wywołał reakcję obrońców integralności i niezbywalności wiary, która jawi się wówczas jako element kondycji ludzkiej, potrzeba sama w sobie niedająca się sprowadzić do żadnej innej (Rudolf Otto, później Mircea Eliade) (10).
Uznanie religii za wyraz potrzeby, którą zdefiniować można w terminach nauki, a magii za nieskuteczną i ułudną wywołało w XIX wieku falę studiów nad korzeniami wierzeń ludzkich. Badania te stanowiły początkowo integralną część paradygmatu ewolucjonistycznego. Wspomniani Tylor i Frazer poświęcili wiele uwagi określeniu tych dziedzin. Choć ich prekursorem był pierwszy z wymienionych, koncepcja rozwoju myślowego ludzkości Frazera jawi się jako bardziej wyrazista, lepiej oddaje „ducha ewolucjonizmu” i wywarła przemożny wpływ na sposób ujmowania zjawisk magii i religii. Zaznaczę od razu, że stało się tak dzięki temu, iż w nowej, pretendującej do scjentyzmu szacie doskonale wpisała się ona w poglądy Europejczyków na temat hierarchii społeczeństw ludzkich od barbarzyńskich po cywilizowane. Co więcej, i co w kontekście naszych rozważań bardziej interesujące, okazuje się w gruncie rzeczy kontynuacją tkwiących w naszym kręgu wyobrażeń na temat magii. Przyjrzyjmy się im pokrótce.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...