Największe na świecie jednodniowe demokratyczne wybory odbędą się w środę w Indonezji. W kampanii kandydaci na prezydenta starają się zdobyć przychylność muzułmańskiej większości wyborców i prezentują odmienne stanowiska względem chińskich inwestycji.
Około 193 mln osób będzie mogło zagłosować na 245 tys. kandydatów na ponad 20 tys. miejsc w parlamentach szczebla krajowego i lokalnego, a także w wyścigu do fotela prezydenta Indonezji - kraju składającego się z kilkunastu tys. wysp i będącego największą gospodarką Azji Południowo-Wschodniej.
Po raz pierwszy w historii Indonezji wybory parlamentarne i prezydenckie odbywają się tego samego dnia. Będą to czwarte bezpośrednie wybory prezydenckie w kraju od jego demokratyzacji w 1999 roku, po odsunięciu od władzy generała Suharto, który rządził twardą ręką przez ponad 30 lat.
W wyborach prezydenckich obecny szef państwa Joko Widodo, znany jako Jokowi, zmierzy się z byłym generałem Prabowo Subianto. Będzie to powtórka z ich starcia w 2014 roku, gdy Widodo pokonał Prabowo różnicą około sześciu punktów procentowych. Sondaże pokazują, że Widodo ma dużą przewagę, ale niektórzy analitycy twierdzą, że wyścig jest bardziej zacięty, niż się wydaje.
Nacjonalista Prabowo, były mąż córki generała Suharto, reprezentuje tradycyjną elitę polityczną Indonezji. W 2009 roku, po wielu latach spędzonych za granicą, wrócił do krajowej polityki, a w kampanii z 2014 roku obiecywał wyborcom redukcję ubóstwa.
Głównymi punktami kampanii Widodo były pomoc ubogim i walka z korupcją, nepotyzmem i nietolerancją. Pod jego rządami gospodarka kraju rozwija się stabilnie, a odsetek osób żyjących w biedzie spada. Część wyborców jest jednak zawiedziona odejściem prezydenta od składanych w kampanii obietnic, jeśli chodzi o rozwiązanie kwestii naruszeń praw człowieka w czasie poprzedniego reżimu.
Prócz korupcji, infrastruktury i rozwoju gospodarczego kluczową kwestią w środowych wyborach będzie sprawa tożsamości narodowej Indonezji i pytanie o wpływy religii muzułmańskiej w polityce tego kraju, zamieszkanego w 80 proc. przez wyznawców Allaha - ocenia portal BBC. Agencja Reutera pisze o coraz wyraźniejszym widmie "politycznego islamu" w Indonezji.
Kilka dni przed wyborami prezydent Widodo odbył pielgrzymkę do Mekki, świętego miejsca islamu, co wielu w Indonezji odebrało jako próbę podkreślenia jego religijności - podała brytyjska agencja. Jako towarzysza w kampanii wyborczej Widodo wybrał sobie muzułmańskiego duchownego Marufa Amina, który w przypadku jego reelekcji zostanie wiceprezydentem.
Jego kontrkandydat Prabowo obiecał ochronę islamskich przywódców i zwiększenie funduszy na szkoły religijne, a także zyskał sobie przychylność największej muzułmańskiej partii w parlamencie. Podczas jednego z niedawnych wieców wyborczych były generał uderzał ręką w pulpit, zagrzewając tłum do obrony Indonezji przed interesami obcych państw. Jako towarzysza w kampanii wyborczej wybrał sobie młodego polityka Sandiagę Uno, jednego z najbogatszych ludzi Indonezji.
Ważnym elementem kampanii jest też kwestia rozwoju gospodarczego kraju oraz podejścia do zagranicznych inwestycji, szczególnie chińskich. W czasie swojej kadencji Widodo zachęcał Pekin do inwestowania w indonezyjską infrastrukturę, za co krytykował go Prabowo.
Były generał oskarżał prezydenta o zbyt pobłażliwy stosunek do Chin oraz o wpuszczenie do kraju milionów chińskich robotników, pracujących przy realizacji chińskich inwestycji. Prabowo zapowiedział, że jeśli zwycięży w wyborach, na nowo przeanalizuje wszystkie chińskie projekty w Indonezji.
Według BBC zastrzeżenia Prabowo podziela wielu Indonezyjczyków, którzy obawiają się rosnących wpływów Pekinu. Jednak niezależnie od tego, kto okaże się zwycięzcą środowych wyborów prezydenckich, będzie on musiał polegać na Chinach, by podtrzymać rozwój gospodarczy Indonezji - ocenia brytyjski nadawca.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...