Radykalny islamski duchowny Abu Hamza al-Masri, którego Wielka Brytania wydała niedawno USA po długiej batalii prawnej, nie przyznał się we wtorek w nowojorskim sądzie do postawionych mu zarzutów dotyczących terroryzmu. Jego proces ruszy w sierpniu 2013 roku.
Według agencji Reutera grozi mu dożywocie.
Władze amerykańskie oskarżają al-Masriego m.in. o uprowadzenie 16 osób w Jemenie w 1998 roku, nawoływanie do świętej wojny w Afganistanie w 2001 roku oraz o spisek mający na celu założenie obozu szkoleniowego dla dżihadystów w Bly w stanie Oregon.
Wtorkowe przesłuchanie w sądzie na Manhattanie trwało 35 minut. Adwokat al-Masriego wyznaczony przez sąd, Jeremy Schneider, przekazał, że jego klient nie przyznaje się do winy. Sędzia Katherine Forret wyznaczyła datę procesu al-Masriego na 26 sierpnia 2013 roku.
Również we wtorek sąd wyznaczył, na 7 października 2013 roku, datę procesu dwóch innych oskarżonych: Khaleda al-Fawwaza i Adela Abdula Bary. Zarzuty wobec nich dotyczą udziału w atakach na ambasady USA w Tanzanii i Kenii w 1998 roku. W atakach zginęło 224 ludzi, w tym 12 Amerykanów. Obaj oskarżeni już na pierwszym przesłuchaniu w sobotę nie przyznali się do winy.
Przekazanie Amerykanom al-Masriego nastąpiło w piątek, po kilkuletniej batalii sądowej, którą islamski kaznodzieja prowadził przeciw swojej ekstradycji.
W 2006 roku sąd w Londynie skazał al-Masriego na siedem lat pozbawienia wolności, uznając go za winnego 11 zarzutów, m.in. posiadania podręcznika "przydatnego dla terrorystów", podżegania do nienawiści itp. Kaznodzieja był imamem londyńskiego meczetu w Finsbury Park.
Al-Masri po raz pierwszy przyjechał do Wielkiej Brytanii 30 lat temu. Był żonaty z obywatelką brytyjską. W latach 80. zwrócił się w stronę fundamentalistycznej interpretacji islamu. Odwiedził Pakistan oraz Afganistan, gdzie, jak twierdzi, stracił rękę na wojnie. W 1996 roku z brytyjskim paszportem wrócił do Wielkiej Brytanii i dał się poznać jako płomienny kaznodzieja.
Więziony w zakładach karnych o zaostrzonym rygorze Belmarsh i Long Lartin, al-Masri bronił się przed ekstradycją, argumentując, że umieszczenie go w izolatce w którymś z więzień w USA dla szczególnie niebezpiecznych przestępców byłoby pogwałceniem Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, zakazującej stosowania tortur bądź innych form nieludzkiego i poniżającego traktowania lub karania.
Brytyjski sąd zarządził, dopuszczając jego ekstradycję do USA, że al-Masri i pozostali oskarżeni muszą stanąć w USA przed sądem cywilnym, a prokurator nie może żądać dla nich kary śmierci.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...