Parę tygodni temu brałem udział we Mszy św. w tysięczny dzień po śmierci. Msza odbyła się na cmentarzu. W tym celu syn zmarłego wystawił tam namiot-kaplicę dla ponad stu ludzi.
Koncelebrowało nas pięciu księży. We mszy św. udział brali również okoliczni muzułmanie. Przed mszą ich przywódca wyjaśnił, dlaczego uczestniczą w tej uroczystości. „Żyjemy w demokratycznym państwie, gdzie wszystkie religie są równouprawnione. Zmarły był naszym przyjacielem i dobrodziejem. Nasz udział jest podziękowaniem dla zmarłego i jego rodziny.”
Zmarły życzył sobie, by go tu pochować. Jest to wzgórze o nazwie Nirwana. Pojęcie buddyjskie wiecznego szczęścia, czyli nieba. Droga prowadzi przez muzułmańskie wioski. Nad grobem wnoszą się trzy duże figury - Jezusa, Matki Boskiej i św. Józefa. Na parę dni przed śmiercią zmarły przyjął chrzest i obrał sobie imię Josef. Jest to przykład, jak wygląda współżycie różnych wyznań w okolicach, gdzie ludzie żyją w zgodzie.
Może się zdziwicie, dlaczego uroczystość odbyła się w dniu tysięcznym, a nie w rocznicę śmierci, jak bywa w Polsce. Tutaj wspomina się zmarłego w trzeci, dziesiąty, czterdziesty, setny i tysięczny dzień. Ma to związek z tutejszymi przekonaniami o śmierci. Człowiek umiera, ale w pewnym sensie nie całkiem. Jego dusza błąka się jeszcze w okolicy i dopiero czterdziestego dnia idzie do Boga. Kościół katolicki przejął ten zwyczaj (nie wiarę). Protestanci go odrzucają jako pogański. Utarło się, że mszę św. w dniu czterdziestym nazywa się mszą zmartwychwstania i sprawowana jest w białym kolorze.
Był epilog tego wydarzenia. By dostać się na Wzgórze Nirwana trzeba zjechać z głównej drogi. Zaraz na początku tej dróżki znajduje się kompleks szkół koranicznych, tzw. pesantren. W rzeczywistości jest to kompleks szkół od przedszkola aż po uniwersytet. Kierownikiem tego kompleksu jest kyayi, który przemawiał przed rozpoczęciem mszy św. W tym kompleksje mają problem z wodą. Kian Sun, syn zmarłego, prosił mnie, czy mógłbym im tam znaleźć miejsce na studnię. Pojechaliśmy i, jak często w takich wypadkach, wysiadłem z samochodu, uszedłem dziesięć kroków i różdżka opadła. Obliczyłem wydajność tego źródła. 400 litrów na minutę. W zasadzie ta studnia im wystarczy, ale na wszelki wypadek szukałem jeszcze innego miejsca, może obfitszego. Niestety wszystkie inne miejsca były małe. Moja robota w pół godziny była załatwiona. Mogliśmy wracać, ale kyayi najpierw pokazał nam rektorat ich uniwersytetu, a potem zaprosił nas do siebie „na plebanię” na napitek. Przy okazji opowiedział o swojej szkole. „Wychowujemy muzułmanów do życia w demokracji i tolerancji. Na uniwersytecie mamy wykładowców różnych wyznań.” Jest to nieprzecięty człowiek o szerokich horyzontach. Potrzebujemy więcej takich w Indonezji.
Po raz drugi zaprosił mnie wydział teologii islamickiego uniwersytetu jako egzaminatora nowego doktora. Ponieważ rozprawa doktorska dotyczyła Bali, zaproponowałem, by zaprosili kogoś z Bali. Obstawali jednak przy mnie. Doktorant pisał o tolerancji religijnej pomiędzy hinduistami balijskimi a muzułmańskimi przybyszami. Okazało się, że doktorant był bardzo oczytany. Cytował nawet dokumenty Soboru Watykańskiego II. Zapytałem go zatem, co Sobór Watykański wniósł do dialogu międzyreligijnego. Następnie zapytałem o relacje pomiędzy religią a kulturą. Temat ten przedyskutowałem z nim poprzednio, gdy parę razy przyszedł do mnie na dyskusję. Jeden z następnych egzaminatorów nawiązał do mojego pytania o wkład soboru. Widać, że teologowie muzułmańscy interesują się także wypowiedziami Kościoła.
Muszę przyznać, że w tych 29 latach pobytu w Surabaya nauczyłem się wiele o islamie, szczególnie indonezyjskim. Oni też szukają Boga. Oczywiście ich podejście jest inne od naszego. Mam nadzieję, że nie obwini mnie ktoś, że się bratam z terrorystami.
Dla wielu Polaków każdy islamista jest terrorystą. Prosiłbym, by w modlitwie o nich pamiętać, aby kiedyś odnaleźli Jezusa. Nieraz myślałem, jak im Jezusa przybliżyć. Dla nich Jezus (po arabsku Isa) jest jednym z proroków i synem Mariam. Został poczęty przez ingerencję Bożą, jest jednak tylko człowiekiem. Jednak w dniu sądu On przyjdzie jako sędzia, a nie Mohamet. O tym jednak muzułmanie niechętnie mówią, szczególnie chrześcijanom.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...