Już w starożytności wielokrotnie wspomniany grecki historyk i podróżnik Herodot nazwał współczesnych mu Egipcjan najbardziej pobożnymi ludźmi na świecie. Spostrzeżenie to było nad wyraz trafne, gdyż religia przenikała wszystkie sfery życia państwa faraonów.
8. Śmierć
Egipcjanin kraju faraonów wydaje nam się istotą zalęknioną, żyjącą nieustanną myślą o śmierci i sprawach ostatecznych. Tymczasem starożytni Egipcjanie, wbrew naszym powszechnym mniemaniom, kochali życie i pragnęli dożyć w zdrowiu i sprawności idealnego wieku 110 lat. I chociaż świadomość ziemskiego kresu nieustannie przewija się przez pozostawione przez nich teksty, nie można ich uważać za odpowiednik memento mori. Człowiek średniowiecza rzeczywiście żył w cieniu śmierci, a tego rodzaju pobożne westchnienia miały mu uświadomić znikomość ziemskiego życia i odciągnąć myśl od spraw doczesnych. Natomiast ich egipskie odpowiedniki, jak Pieśń Antefa czy Pieśń Harfiarza Nefer-hotepa, przypominały o nieuchronności śmierci właśnie po to, aby nie marnować czasu życia na ponure rozważania, ale spędzać go na umiarkowanym i dozwolonym przez bogów dogadzaniu sobie. Ponurym westchnieniom typu:
Pamiętaj o dniu, co serce rozrywa,
0 dniu, co domy żałobą okrywa,
Pamiętaj o dniu, w którym cię wyniosą
W krainę gdzie się przemieniają losy!
(...)
Nikt przecież jeszcze stamtąd nie powrócił,
Aby wśród żywych nasycić pragnienia!
Czy się weselił będziesz czy też smucił
1 tak nie ujdziesz swego przeznaczenia.
przeciwstawiają się inne słowa zachęcające do używania życia:
Wesoło świętuj, ulubieńcze Boga; Weź najprzedniejsze olejki, wonności (...) Kwieciem lotosu od szyi po nogi Owiń twą siostrę - naczynie miłości, Którą przytulasz pogrążony we śnie I każ tancerkom śpiewać słodkie pieśni! Odrzuć precz wszystko, co ci serce chmurzy. Spełniaj niezwłocznie najskrytsze pragnienia, Bo kiedyś przyjdzie dzień długiej podroży W smętną Krainę Wiecznego Milczenia.
Nie brak też słów potępienia dla tych, którzy zbyt wiele czasu poświęcają sprawom śmierci:
Więc daj się zbudzić śpiącemu pragnieniu, Bo tylko głupiec żyje w śmierci cieniu! Nie marnuj tych dni, w których życie płonie Neferhotepie, co masz czyste dłonie!
Oczywiście świadomość ziemskiego końca skłaniała każdego przezornego i odpowiednio sytuowanego Egipcjanina do przygotowania sobie za życia wygodnej siedziby pośmiertnej. Jednak nie wydaje się, aby angażował się on w to psychicznie w większym stopniu niż przeciętny zapobiegliwy Polak budujący sobie za życia betonową piwniczkę i lastrykowy nagrobek. Niektórzy, szczególnie zasłużeni w oczach monarchy, mogli liczyć na sprezentowanie im grobowca lub przynajmniej jego najcenniejszych, granitowych elementów oraz kamiennego sarkofagu.
Ponadto ci, którzy nie dowierzali zbytnio hojności swojego potomstwa względem ich ka, zapewniali sobie jeszcze za życia pośmiertną opiekę u specjalistów, tzw. hemka (->■ Służba boża: świątynie, kapłani i święta). Zamawiano również zaklęcia, zabezpieczające grób przed nieproszonymi gośćmi i zachęcające do hojności wobec ka, np.:
Każdego, który zamierzy coś złego, który naruszy tę ziemię, który zniszczy kamień lub cegłę w moim grobie, który zatrze te inskrypcje i który uczyni coś złego moim dzieciom oskarżę z tej przyczyny przed trybunałem Wielkiego Boga - Pana Sądu! Każdemu zaś, który wejdzie w mój grób w stanie nieczystym po zjedzeniu tego, co jest obrzydliwe skręcę kark jak ptakowi.
Natomiast temu, który wejdzie w mój grób wzywając bożego imienia - niechże spełnią się wszystkie dobre rzeczy poprzez Jego łaski.
Groźby te jednak rzadko powstrzymywały „hieny cmentarne" i przezwyciężały obojętność obcych ludzi. Wreszcie, jak sądził wybitny egiptolog P. Montet, najbardziej pobożni i naj-ostrożniejsi zabezpieczali sobie jeszcze przed śmiercią pewność życia wiecznego, zdobywając tytuł „usprawiedliwionego głosem" przez udział w specjalnych misteriach organizowanych w: Nebet, Dżedu, Imet, Chem, Buto, Rechti i Rosetau w Dolnym Egipcie lub w Neref i Abydos w Górnym Egipcie.
W końcu jednak, pomimo całego wstrętu do śmierci, miłości do życia i biegłości ówczesnych lekarzy, każdy Egipcjanin musiał kiedyś umrzeć i najczęściej nie dożywał wymarzonego wieku. Dlatego zajmiemy się teraz tymi aspektami śmierci, które według wierzeń egipskich nie należały jeszcze do, omawianej w następnym rozdziale, wieczności, lecz zamykały ziemskie bytowanie, które liczono od momentu poczęcia aż do pogrzebu.
Nasza wiedza na ten temat jest niekompletna, gdyż nie wiemy, jak w sferze ziemskiej wyglądały ostatnie chwile życia mieszkańca Egiptu. Prawdopodobnie uważano, że wraz z wydaniem ostatniego tchnienia popadał w rodzaj omdlenia czy odrętwienia, który trwał aż do momentu rytualnego „otwarcia ust" i „otwarcia oczu" w czasie pogrzebu. Zgromadzeni wokół jego łoża krewni podnosili natychmiast głośny lament i rozpoczynali siedemdziesięciodniową żałobę. Rozpacz uzewnętrzniali w ten sposób, że mężczyźni zaprzestawali golenia głów i zarostu na twarzy i mazali twarze błotem, natomiast kobiety rozdrapywały nagie piersi i posypywały rozpuszczone włosy popiołem, jak to uczynili niegdyś zwolennicy zamordowanego Ozyrysa. Był to więc wstęp do procesu tzw. ozyryfikacji, tj. mistycznego nadania zmarłemu cech tego zmartwychwstałego boga. Rozpacz rodziny była czasem pogłębiona koniecznością natychmiastowego opuszczenia służbowego domu, jeśli synowi zmarłego nie udało się wcześniej przejąć urzędu ojca.
Następnie należało oddać zwłoki do specjalistycznego zakładu, zwanego eufemistycznie „Pięknym Domem", gdzie w ciągu siedemdziesięciu dni przekształcano je w ciało wieczne, czyli w mumię, jak to wspomina duch pięknej Ahury w opowiadaniu Setme Chaemwese:
Zawróciliśmy więc do Koptos, oddaliśmy ciało chłopca do Pięknego Domu, aby przygotowano je jak należy, a potem wyprawiliśmy mu świetny pogrzeb i odtąd spoczywa w swej trumnie na pustyni koptyjskiej.
Obecnie nie potrafimy z całą pewnością powiedzieć, co skłoniło prehistorycznych przodków starożytnych Egipcjan do podjęcia wysiłków przeciwstawienia się naturalnemu procesowi rozkładu ciała. W czasach historycznie udokumentowanych czynności te dość jasno wiążą się z mitem ozyriań-skim - zebranie, połączenie i odnowienie członków tego zamordowanego boga było koniecznym wstępem do jego ożywienia i spłodzenia przez niego mściciela. Zawsze istnieje jednak możliwość odwrotnej interpretacji - powszechnie istniejący zwyczaj konserwowania zwłok wymagał jakiegoś wytłumaczenia i dlatego powiązano go ze znanym epizodem mitu ozyriańskiego - w micie mówi się o rozkawałkowywaniu ciała boga i jego następnym kompletowaniu, co nie ma odbicia w realnie wykonywanym procesie balsamowania.
Egipcjanie nie lubili opisywać spraw związanych ze śmiercią. Nie posiadamy zatem zbyt wielu egipskich opisów pogrzebów. Jednak naszą ciekawość w tym względzie zaspokoili dwaj antyczni pisarze: Herodot i Diodor. Według ich przekazu funkcjonowały trzy rodzaje mumifikacji stosowanych wobec zmarłych w zależności od ich rangi społecznej i przeznaczonych na ten cel środków. Najbardziej luksusową mu-mifikację rozpoczynano od usunięcia przez nos mózgu, który uważano za zupełnie zbyteczny w przyszłym świecie (Egipcjanie sądzili, że siedliskiem intelektu jest serce). Potem specjalny skryba (zesz) zaznaczał na boku zwłok kreskę, gdzie inny specjalista, nazywany krojczym (paraszyt), dokonywał głębokiego cięcia, przez które inni pracownicy Pięknego Domu - tarycheuci — wyjmowali wewnętrzne organy, z wyjątkiem serca i nerek, które pozostawiano na dawnym miejscu. Wnętrzności, po umyciu w winie palmowym, wkładano do czterech specjalnych naczyń, nazywanych przez nas kano-pami. Do czasów Nowego Państwa nakrywano je płaskimi pokrywami. W czasach Nowego Państwa przykrywy formowano na kształt głowy zmarłego, a w I tysiącleciu p.n.e. przybrały one kształt czterech synów Horusa: Imsetiego z ludzką głową (opiekun wątroby), Duamutefa z głową szakala (opiekun żołądka), Kebehsenuefa z głową sokoła (opiekun j elit) i Ha-piego z głową pawiana (opiekun płuc). Według wierzeń egipskich bóstwa te brały udział w pogrzebie zmarłego jako tzw. duchy z Pe i duchy z Nekhen. Następnie zwłoki zaszywano i pozostawiano na siedemdziesiąt dni obłożone sodą, która była zresztą w Egipcie podstawowym środkiem dezynfekcyjnym i czyszczącym. Następowały teraz prace wykończeniowe, do których używano wosku pszczelego, senesu i cynamonu, oliwy cedrowej, gumy, henny, owoców jałowca, cebuli, wina palmowego, żywicy, trocin i smoły. W późniejszych okresach imitowano też piersi i mięśnie - za pomocą zwitków płótna -oraz oczy - które zastępowano cebulkami lub szkłem. Wysuszone zwłoki myto i owijano w lniane bandaże nasycone gumą. Czynność tę wykonywali tzw. koaszyci. Podczas bandażowania inny zespół specjalistów układał między opaskami specjalne amulety, z których najważniejszy był skarabeusz kładziony na sercu. Niekiedy już na zwojach zapisywano teksty zaklęć słynnej Księgi Umarłych (—> Źródła). Oczywiście wszystkim tym czynnościom towarzyszyło recytowanie słów odpowiednich rytuałów, nawiązujących do mitu ozyriańskie-go. Palce rąk i stóp umieszczano w specjalnych metalowych tulejkach, a górną część torsu i twarz przykrywano specjalną maską, którą dla królów wykonywano ze złota, a dla zwykłych śmiertelników z płótna, stiuku lub gipsu. Na koniec zamykano mumię w drewnianej trumnie powtarzającej kształt mumii i zwracano rodzinie.
Mumifikacji a drugiej klasy była bardziej uproszczona. Zmarłemu robiono lewatywę z oleju cedrowego, a następnie okładano go wspomnianą już sodą na siedemdziesiąt dni. Po zawinięciu w bandaże lub całun i włożeniu do znacznie skromniejszej trumny praca była ukończona. Jeszcze mniej uwagi poświęcano zmarłym trzeciej kategorii, których po nafasze-rowaniu przez odbyt chrzanem okładano sodą, a po określonym czasie zwracano rodzinie, która zaszywała taką prymitywną mumię w wołową skórę. Ale i ten najtańszy sposób mumifikacji nie był udziałem najbiedniejszych Egipcjan, którzy musieli się zadowolić pogrzebaniem przykurczonych zwłok, owiniętych matą, w dole wykopanym w piasku lub twardszym gruncie. Jedynym zabezpieczeniem był wielki kamień, którym zwykle nakrywano miejsce pochówku. Nie oznaczało to jednak skazania ka na głodową mękę, gdyż zwykle umieszczano takie groby w pobliżu bogatych pochówków dygnitarzy, aby ów odczuwający głód i pragnienie element mógł się pożywić z ich obfitego wyposażenia.
Po odebraniu mumii rodzina zanosiła ją najprawdopodobniej do domu, aby zmarły mógł pożegnać swojej ulubione miejsca. Formowano kondukt pogrzebowy, który wyruszał w stronę cmentarza. W przypadku dostojnych zmarłych wyglądał on bardzo malowniczo i imponująco, a przebieg uroczystości różnił się nieco w zależności od tego, czy odbywał się w Górnym, czy w Dolnym Egipcie. W pierwszym przypadku wszystkie nekropole (z wyjątkiem heretyckiej Acheta-ton) znajdowały się tuż za zachodnią granicą upraw, w stromych skałach wąwozu doliny rzecznej. Ponieważ większość osad i miast znajdowała się po przeciwnej, wschodniej stronie Nilu, konieczna była przeprawa przez rzekę. W takim wypadku ukwieconą trumnę umieszczano na niewielkiej barce, którą z kolei umieszczano na większej łodzi. Na niej też zajmowała miejsce najbliższa rodzina, a podczas przejazdu wynajęty w tym celu kapłan-lektor, cherju hebet, odziany w skórę lamparta, okadzał mumię i recytował następujące słowa: „Okadzam cię o Horemacht-Chepre, przebywający w barce bogów!". Obok tego rzecznego karawanu płynęły łodzie, wioząc innych uczestników pogrzebu, dary grobowe i zaopatrzenie niezbędne na stypie. Podczas przeprawy przez Nil rodzina i najęte płaczki lamentowali, a przez ten zbiorowy lament co jakiś czas przedzierał się głośny jęk wdowy odgrywającej w tej chwili rolę Izydy:
O mój bracie, o mój mężu i przyjacielu, pozostań na swoim miej -scu, nie oddalaj się! Ach, odchodzisz, aby przepłynąć Rzekę! O przewoźnicy nie śpieszcie się tak, zostawcie go! Przecież wrócicie do domów, a on odejdzie na wieczność!
Na brzegu trumnę wraz z obrzędową barką umieszczano na specjalnych saniach przykrytych baldachimem, przypominającym wczesnohistoryczną kaplicę, i zaprzężonych w białe lub łaciate woły. Następnie dokonywano często obrzędu oczyszczenia, czyli puryfikacji w Sali Połączeń, która była najczęściej prowizorycznym namiotem. Następnie formowano kondukt pogrzebowy, w którym za mumią, umieszczoną na barce na saniach, maszerowały dwie płaczki mające wyobrażać Izydę i Neftydę. Za nimi zajmowali miejsce kapłani--lektorzy ze zwoj ami papirusu w rękach. Dalej cała grupa kobiet: żona, siostry, krewne i służące zmarłego. Dopiero za nimi ustawiali się mężczyźni: krewni i przyjaciele. Kiedy kondukt wkraczał na piaszczysty grunt, z orszaku wysuwał się kapłan, który skrapiał nieustannie katafalk wodą i okadzał go zapaloną kadzielnicą. Kiedy teren stawał się zbyt stromy i trudny dla wołów, wyprzęgano je, a trud ciągnięcia sań podejmowali męscy uczestnicy pogrzebu. Wreszcie po wielu trudach cały orszak docierał do otwartego grobowca. Kobiety i dzieci podnosiły głośny lament, a wdowa obejmowała ramionami mumię, którą stawiano pionowo, aby dokonać ważnego rytuału „Otwarcia ust i oczu", który miał przywrócić zmarłemu możliwość mówienia, przyjmowania posiłków i obserwowania świata podziemnego. Kapłan-lektor, występujący w imieniu syna zmarłego, dotykał magicznymi przedmiotami oczu i ust wyobrażonych na wieku trumny, przywracał im życiowe zdolności oraz wypowiadał tradycyjne zaklęcia. Jest to znów nawiązanie do mitu ozyriańskiego, w którym zwycięski Horus, pokonawszy zabójcę ojca, przywraca Ozyrysowi moc życiową. Potem żona i płaczki po raz ostatni podnosiły lament, a jednocześnie rozbijano, przygotowane specjalnie, czerwone naczynia. Grabarze lub rodzina podnosili trumnę i wprowadzali do wnętrza grobu. Tam umieszczano ją w przygotowanym zawczasu kamiennym sarkofagu, który nakrywano ciężką przykrywą. Obok umieszczano cztery naczynia kanopskie i skrzynkę z całym zestawem imitacji „zaświatowych służących", zwanych uszebti. W pobliżu sarkofagu umieszczano też zapasy żywności i napojów oraz figurki Ozyrysa zbożowego, z którego wyrastał prawdziwy jęczmień. Pozostałe sprzęty układano w zależności od rozkładu wewnętrznych komór grobu. Tymczasem pusty katafalk i większość kapłanów odchodziła do miasta, aby obsługiwać innych klientów. Wreszcie słudzy opuszczali grobowiec, a murarz zamurowy-wał drzwi na wieki.
Nie był to jednak koniec uroczystości, gdyż strudzeni uczestnicy pogrzebu natychmiast przystępowali do stypy, korzystając z zapasów, które zabrali ze sobą. Wynajęty harfi-sta intonował pieśń na cześć nieboszczyka. Ponieważ od momentu śmierci upłynęła już znaczna ilość czasu, żałobnicy dość szybko się pocieszali, a na koniec, pokrzepieni na ciele i duchu, kolejno wymykali się do domu. Na cmentarzu zapadała głucha cisza, a zmarły rozpoczynał wędrówkę do krainy wieczności.
Jeszcze bardziej malowniczo wyglądał pogrzeb w Delcie. Tu nie zawsze było możliwe przewożenie mumii przez jeden z kanałów Nilu. Do sań zaprzęgano czerwone, a nie białe woły. Wreszcie u wejścia na cmentarz kondukt był witany przez zespół tancerzy muu, symbolizujących dawnych przedhistorycznych nosicieli Czerwonego Diademu. Po ceremonii otwarcia ust, dokonywano krwawej ofiary ze zwierzęcia oraz symboliczne ofiarowywano figurkę zwaną tekenu, co zapewne nawiązywało do predynastycznych i wczesnodynastycznych ofiar z ludzi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?