Jesteśmy jednym wielkim obozem koncentracyjnym – mówią o sobie wietnamscy katolicy
Często używany tradycyjny strój wietnamskich kobiet No religion
Do Son La jedziemy ciasnym matizem, pięć osób w środku. Zmieniamy karty w telefonach. – Zawsze tak robię, żeby mnie nie namierzyli – mówi jeden z naszych znajomych. Son La to region, w którym wszelka działalność religijna jest zakazana. – Żadnego kościoła, żadnej pagody buddyjskiej – mówi Quan. Władze stwierdziły, że nie ma tutaj żadnych chrześcijan, zatem nie ma sensu, żeby tu mieszkał jakiś ksiądz lub stał kościół. Tymczasem nowych chrześcijan przybywa każdego roku. Sam ks. Khai założył 5 wspólnot przy drodze krajowej nr 6, jeżdżąc z posługą do różnych wiosek. W jednej z miejscowości schodzimy do tajnej kaplicy zbudowanej w piwnicy pod warsztatem samochodowym. W czasie Mszy zawsze ktoś stoi na zewnątrz i pilnuje, czy nie ma policji. Ksiądz przyjeżdża raz na dwa tygodnie. Często odprawia Mszę w ten sposób, że stoi z ludźmi ubrany „po cywilu”, w razie nagłej kontroli. Zawsze mogą powiedzieć, że to tylko modlitwa, a nie Msza. – Oni i tak nie rozpoznaliby, jeśli ksiądz nie jest ubrany w ornat – mówią. – Uznali widocznie, ze Msza jest bardziej niebezpieczna – dodają ze śmiechem. Trzy kobiety z grupy etnicznej Hmongów przyjeżdżają z naszym księdzem. Przyjęły chrzest kilka lat temu, wcześniej wyznawały powszechny w tym regionie kult duchów. Zostały chrześcijankami dzięki pracy jednej z wędrownych katechistek. Kobiety opowiadają, że po chrzcie przychodzili do nich lokalni urzędnicy i kusili pieniędzmi za wyrzeczenie się wiary. W wiosce położonej 100 km dalej, w wyższych partiach gór, tylko dwie biedne rodziny nie przestraszyły się pogróżek i zachowały wiarę. Dwa lata temu przyszli do nich urzędnicy i zaczęli wyrzucać z ich domu krzyż i obrazy. Wtedy ojciec rodziny powiedział: możecie to wyrzucać, ale ja i tak pójdę po to z powrotem. A nawet jeśli tego nie znajdę, nie wyrzucicie wiary z mojego serca. Ks. Khai: – Dzięki ich świadectwu rodziny, które uległy presji i podpisały deklarację wyrzeczenia się wiary, teraz chcą wrócić do Kościoła.
28-metrowa figura Jezusa (z wejściem na ramiona) w Vung Tau na południu Kaplica pod sklepem AGD
Późnym wieczorem jemy kolację w obskurnej knajpie, tuż przy granicy z Laosem. Przy ladzie kucharze przyrządzają kotleta z psa. Zamawiamy jednak inne smakołyki. Turyści raczej tu nie docierają. Nasz kierowca kilka razy zawraca w ciemnościach. Co chwilę dzwoni do czekających na nas ludzi. Albo błądzi, albo tak musi być. Nagle wjeżdża w ciemną drogę, zatrzymuje się dopiero za zakrętem i wtedy podjeżdżają cztery motocykle. Przesiadamy się szybko i w szalonym pędzie znikamy w ciemnościach, każdy w innym kierunku. Spotykamy się dopiero w chacie, w której czekają na nas gospodarze. Dom jest jednocześnie centrum lokalnej wspólnoty chrześcijańskiej, ojciec rodziny jest jej przełożonym. Przed telewizorem stoi na chwiejących się nogach stolik służący dzisiaj za ołtarz. Msza po godz. 23, pierwsza od kilku miesięcy. – Ludzie ze wsi nieraz byli wzywani na policję, zastraszani, podsuwano im gotowe do podpisu deklaracje wyrzeczenia się wiary – wylicza przełożony wspólnoty. Mówi po wietnamsku, choć większość Hmongów posługuje się swoim, zupełnie odmiennym językiem. Nasi przyjaciele z Hanoi tłumaczą. Tutaj również ludzie modlili się do duchów. Lider opowiada, że jego życie zmieniło się na lepsze, kiedy zaczął modlić się do Jezusa. I cała wioska poszła za nim. Niedawno zamieszkał tu partyjny nauczyciel, który ma za zadanie „nawrócić” wioskę. – Komuniści są poważnie poirytowani, że nikt z wioski do tej pory nie zapisał się do partii – tłumaczą. Następnego dnia dojeżdżamy do miejscowości, gdzie kaplica mieści się w piwnicy pod sklepem ze sprzętem AGD. Na Mszę przyjeżdżają wierni z odległych miejscowości.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...