Jesteśmy jednym wielkim obozem koncentracyjnym – mówią o sobie wietnamscy katolicy
Brzmi to trochę przesadnie w kraju kościołów wypełnionych ludźmi i rosnącej szybko liczbie nowych wyznawców. Miesięczny pobyt w Wietnamie pozwolił nam jednak zrozumieć, że nie jest to twierdzenie na wyrost.
Pola ryżowe zdominowały krajobraz Wietnamu E-maile kontrolowane
Znudzony urzędnik imigracyjny na lotnisku w Hanoi wbija kolejną pieczątkę ze zgodą na przekroczenie granicy. Oddaje paszport, droga wolna. Tylko dlaczego akurat po obsłużeniu mnie wychodzi ze swojej kabiny i rozmawia przez telefon? Spodziewałem się „obstawy” przez cały pobyt w Wietnamie, więc pewnie dzwoni z raportem, że już jesteśmy… Spokojnie, po prostu wśród pasażerów rosyjskich linii Aerofłot, którymi właśnie przylecieliśmy z Moskwy, byłem ostatni w kolejce, więc nareszcie ma czas, żeby zadzwonić i rozprostować kości.
Śmieję się w duchu z własnej podejrzliwości. Na swoje usprawiedliwienie mam jednak blisko dwumiesięczną korespondencję z Wietnamczykami, którzy obiecali nam pomoc na miejscu: „Nie mogę teraz pisać wszystkiego, e-maile są kontrolowane”; „Proszę uważać z tym adresem”; „Pod żadnym pozorem nie jedźcie do tej wioski i nie spotykajcie się z tym biskupem, kłopoty są pewne"; „Załatwię wam zaufanego taksówkarza, zawiezie was, gdzie zechcecie”; „Chętnie się z panami spotkam, ale musimy uważać, bo działam tutaj w ukryciu”. Droga do Wietnamu przez Moskwę i właśnie rosyjskimi liniami, cho niezbyt komfortowa, jest jednak najlepszą z dostępnych opcji z powodów historycznych. To z Moskwy ojciec zjednoczonego Wietnamu, Ho Chi Minh, sprowadził do kraju ustrój socjalistyczny. Poza tym władze rosyjskich linii lotniczych chyba nie zauważyły, że Związek Radziecki rozpadł się dwie dekady temu, bo do tej pory nie zmieniły strojów stewardess, które na rękawach nadal noszą stare logo z sowieckimi symbolami sierpa i młota. Nawet jeśli jeszcze pięć lat temu widziałem w Rosji świeże kwiaty pod pomnikami Lenina i portrety Stalina za przednią szybą starych kamazów, to i tak sowieckie mundurki obsługi Aerofłota robią wrażenie. Tym bardziej że załoga nie zmieniła się chyba od czasów Andropowa. Jest w tym jednak jakaś mądrość: mniejszy szok po wjeździe do Wietnamu. Łatwiej przyzwyczaić się do wszechobecnej czerwieni na plakatach, świętujących 80 lat przyjaźni z Wielkim Bratem, kobiet na traktorach i uśmiechniętych portretów wujka Ho, jak zwykło się tutaj nazywać pierwszego lidera wietnamskich komunistów.
Dzieła Wujka Ho, Obamy i „Rok 1984” Orwella (!) na jednej półce w księgarni Albo mąż, albo państwo
Tyle tylko, że tutaj to nie żadne nieposprzątane relikty przeszłości. – Mam pełne zaufanie do naszej Partii – Hien, studentka z Hanoi, dużo i chętnie opowiada o polityce. Siedzimy na ławce nad Jeziorem Hoan Kiem (Odzyskanego Miecza) w samym centrum stolicy, popularnym miejscu ślubnych sesji zdjęciowych i porannych ćwiczeń tai chi. Hien wyrosła ni stąd, ni zowąd i zapytała, czy może się przysiąść. – Myślę, że dla dobra kraju, dla jego stabilności lepiej jest, kiedy rządzi jedna partia – mówi chyba całkiem serio. Studiuje historię, chciałaby uczyć w szkole. Państwo dotuje edukację przyszłych nauczycieli i policjantów, więc o pieniądze na razie nie musi się martwić. Po studiach raczej też nie zostanie bez środków do życia. Nauczyciele w Wietnamie są w cenie. O dziwo, ci uczący na wsi zarabiają więcej od tych z miasta: prawie 8 mln dongów wietnamskich, czyli ok. 400 dolarów miesięcznie. Nauczyciele miejscy – o połowę mniej. Hien tłumaczy, że władze chcą w ten sposób zachęcić nauczycieli do pracy na prowincji, a ci z miasta i tak mają możliwość dorobienia sobie w innym fachu. – A ty jaki masz zawód? – pyta. Odpowiadam wymijająco. – A jak podróżujesz, to też pracujesz? – mam wrażenie, że miła dziewczyna zdradza się kolejnymi pytaniami. I chyba czuje się coraz mniej pewnie, kiedy to ja zaczynam narzucać kierunek rozmowy.
Strażnik pod mauzoleum Ho Chi Minha – A gdybyś miała wybrać między lojalnością wobec państwa a lojalnością wobec męża? – pytam i widzę nerwowy uśmiech i dyskretne spojrzenie w bok. – Wybrałabym państwo – mówi spokojnym głosem. – A gdyby to państwo niesłusznie oskarżyło twojego męża i wsadziło go do więzienia za przekonania? – wyraźnie znęcam się nad studentką. Nie odpowiada już jak z automatu. – Wybrałabym lojalność wobec państwa – mam chyba tragiczną minę, bo zaraz dodaje: – Ale gdybym ufała mężowi, to poprosiłabym władze o uwolnienie go. Przepraszam na chwilę, żeby odebrać telefon. W tym czasie kątem oka widzę, że Hien już bez krępacji rozgląda się nerwowo w jednym tylko kierunku, wyraźnie kogoś szukają3c, chociaż mówiła, że na nikogo nie czeka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?