W weekend na nasze kinowe ekrany wszedł film, w którym David Sieveking, młody niemiecki twórca odkrywa, że jego idol, reżyser David Lynch, praktykuje medytację Maharishiego i wierzy, że jest ona drogą do spełnienia.
Zapatrzony w mistrza filmowiec spotyka się z reżyserem, uważnie wsłuchuje się w jego słowa, uiszcza 2000 euro wpisowego i rozpoczyna przygodę z medytacją transcendentalną.
Śmierć guru "uruchamia" problemy: walkę o sukcesję i rozłamy wewnątrz ruchu. Władze nie życzą sobie tak niewygodnego świadka jak ekipa filmowa. David nabiera więc podejrzeń. Krok po kroku, stara się dociec prawdy o organizacji. Wędruje do kilku ośrodków TM, rozmawia z renegatami, podąża do świątyni, w której pobierał nauki Maharishi.
Hinduski guru Maharishi Mahesh Yogi stał się legendą za życia. Stworzył formułę medytacji transcendentalnej, którą obdarowywał najbardziej prominentne osobistości świata. Inicjował gwiazdy: zespół The Beatles, Mię Farrow i Clinta Eastwooda. Potrafił rozmawiać z ludźmi i zdobywać ich zaufanie. Przez kilka dziesięcioleci stworzył bajecznie bogatą organizację licząca 6 milionów wyznawców. Mówił, że najbardziej zależy mu na utrzymaniu światowego pokoju. - To było jak poznać Jezusa - wspomina jedna z kochanek guru, dziś zajmująca się leczeniem i szamanizmem.
Główną osią dokumentu Sievekinga jest odkrywanie prawdy o organizacji TM i o naturze sekty jako takiej. Mimo ograniczeń, groźby procesu i zawirowań w życiu osobistym, autor potrafi być bardzo "niewygodnym" detektywem. Nie zapomina zarazem o swej pierwszej intencji: potrzebie odnalezienia życiowego sensu. Dzięki temu zachowuje dystans, autoironię i czujność, a jego dokument staje się błyskotliwie opowiedzianą osobistą historią.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...