Rozmowa z o. Symeonem Stacherą OFM, wikariuszem generalnym archidiecezji Tanger.
Co zatem robicie, mając tak niewielkie pole możliwości?
– Wchodzimy w trudne sytuacje, nie mówimy wiele, robimy swoje. Realne problemy społeczne są ignorowane i ukrywane, np. kobiety mające dzieci poza małżeństwem, dzieci ulicy czy emigranci. Mówi się, że te problemy nie istnieją, a tymczasem one są widoczne gołym okiem na co dzień. Kościół próbuje zaradzać im w miarę możliwości i jednocześnie uświadamiać lokalnym władzom i społecznościom, że trzeba nad nimi pracować. Uważamy to za swoją chrześcijańską powinność.
Jak na takie „nielegalne” zaangażowanie Kościoła reagują instancje rządowe? Spotykacie się ze sprzeciwem czy z milczącą tolerancją?
– Słowo tolerancja ma tu znaczenie wręcz magiczne. Tolerują naszą działalność na polach, które w ich rozumieniu są nielegalne, bo mają świadomość, że trochę likwidujemy problem, trochę go oddalamy. Działamy czasem na granicy prawa, zwłaszcza w sytuacjach, które dotyczą emigrantów czy przyjmowania tych, którzy chcieliby z nami rozmawiać na temat naszej religii. Są to sprawy niezwykle delikatne i trzeba uważać, żeby nie zostać posądzonym o prozelityzm. 3 lata temu jeden z moich współbraci został z tego powodu wydalony, w ciągu kilku godzin musiał wrócić do rodzinnego Egiptu. Dużo zależy od wyczucia, od tego, z kim rozmawiamy, czy możemy z nim swobodnie rozmawiać na tematy, które go interesują czy też raczej decydujemy się (i tak w większości przypadków się dzieje) zaprosić ich do poszukiwań na temat wiary chrześcijańskiej w internecie. Natomiast jeśli kto chce przyjąć chrzest, to jedyną możliwością jest wyjazd do Europy.
Czy nowa partia rządząca chce wprowadzić szariat?
– Nie. Oni dyplomatycznie, ostrożnie chcą sterować krajem w kierunku Europy. Bo Europa jest jednym z głównych motorów rozwoju Maroka. To jedyny z krajów Afryki Północnej, który jest zaawansowany na drodze realnych przemian. Obserwujemy to z nadzieją. Swoją wagę ma fakt, że 5 milionów Marokańczyków żyje w Europie, zapewniając byt swoim rodzinom i jednocześnie poznając inną organizację społeczeństwa z wolnością religijną dla wszystkich.
A czy muzułmanin może po prostu przyjść do kościoła i słuchać?
– Tak, ale bierze wtedy całą odpowiedzialność na siebie. Kościoły są otwarte, nie ma żadnej kontroli przy wejściach. Przyjęcie chrztu oznacza wykluczenie ze społeczności, w której żyje. Rodziny wyrzekają się takiego człowieka. Również prawo go karze: więzieniem, grzywną czy innymi rodzajami dyskryminacji, np. niemożliwością znalezienia pracy. Znałem kilku ludzi, którzy oficjalnie ogłosili, że stali się chrześcijanami. Zostali pozbawieni prawa do pracy, wyrzekła się ich rodzina i wtedy stawali się częściowo naszym ciężarem. Przychodzili, żądając utrzymania, pieniędzy, miejsca, gdzie mogą spać etc.
Aż się chce powiedzieć: po co w takim razie tam jesteście?
– Można się taką sytuacją łatwo zniechęcić, ale myślę, że to jest część misji Chrystusa. Obecność chrześcijan w krajach islamu jest przekraczaniem granic i wszelkiego rodzaju trudności. Jestem jednak pełen nadziei, że człowiek zwycięży. Zawsze powtarzam, że chrześcijańskie widzenie świata to człowiek w sercu Boga. Muzułmańska wizja jest inna: Bóg w centrum świata, Bóg ponad wszystkimi, ponad człowiekiem. To zasadnicza różnica, choć pamiętamy, że łączy nas – muzułmanów i chrześcijan – Bóg Abrahama. My próbujemy przez naszą obecność i oddanie się służbie człowiekowi pokazać, że człowiek jest w sercu Boga. Jestem przekonany, że nasza obecność w islamie jest powołaniem chrześcijanina do wychodzenia na spotkanie Boga obecnego w człowieku, w wierzącym muzułmaninie. 10 lat w Maroku nauczyło mnie cierpliwości. To pozwala mi nie zniechęcać się brakiem owoców. Tutaj owoce rosną na innej płaszczyźnie – w dorastaniu w wierze, w powołaniu, w pomaganiu wyznawcom islamu na otwarcie się na Ducha Bożego, który i w nich czyni swoje dzieło. Wierzę w to, że Pan Bóg przez muzułmanów do mnie przemawia, a im pomaga zejść z torów swojego myślenia. Musimy iść na spotkanie z islamem, nie zamykać naszych bram, nie dać się zastraszyć przez terroryzm czy problemy z muzułmanami w Europie. To są trudne sprawy, ale nie ma innej drogi jak spotkanie, dialog, rozmowa.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?