Turcja: Walka demonstrantów trwa

Przejęcie przez policję kontroli nad placem Taksim w Stambule nie zniechęciło Turków protestujących przeciwko rządowi. Jak podkreślają, w przekonaniu o słuszności buntu utwierdziła ich interwencja policji na pogrzebie zastrzelonego demonstranta.

Po raz pierwszy w Stambule przed gazem łzawiącym, rozpylanym przez policję przeciwko protestującym, uciekać musieli także turyści. W niedzielę późnym wieczorem goście słynnych knajpek na moście Galata, oddalonego od placu Taksim o blisko kilometr, najpierw zobaczyli biegnących demonstrantów w maskach przeciwgazowych, goglach i kaskach, a potem poczuli szczypiący w oczy gaz. Demonstranci chowali się przed policją do restauracji, gdzie po przejściu obławy byli podejmowani herbatą z cytryną łagodzącą skutki gazu łzawiącego.

W niedzielę policja nie tylko przejęła kontrolę nad placem i przylegającym do niego parkiem Gezi, lecz również skutecznie rozproszyła demonstrantów, którzy do tej pory natychmiast po interwencji policji wracali na Taksim. W nocy z niedzieli na poniedziałek protestujący rozeszli się do domów.

Rozmówcy PAP nie mają wątpliwości, że niedzielna interwencja policji nie położy kresu protestom ani w Stambule, ani w żadnym innym mieście w Turcji. Burak Ozdamir (imię i nazwisko zmienione) uważa, że sprzeciw wobec premiera Recepa Tayyipa Erdogana przybierze jeszcze na sile po tym, jak "policja w Ankarze brutalnie interweniowała podczas pogrzebu demonstranta zastrzelonego przez policję".

27-letni Ethem Sarisuluk, obrońca praw człowieka, został śmiertelnie postrzelony podczas protestu w Ankarze. Według Ozdamira i relacji na Twitterze, w niedzielę na jego pogrzebie, który zgromadził tłumy, interweniowała policja.

"To była pierwsza osoba, która zginęła w wyniku agresji policji, od strzału z broni. Jego śmierć jest dla nas znakiem, że jeżeli się poddamy, to Erdogan nie da nam spokoju. Ethem to już bohater, jego imię znają wszyscy" - podkreśliła Funda, mieszkająca w Stambule nauczycielka.

Śmierć Sarisuluka została sfilmowana, nagranie krąży w internecie. Widać na nim, jak policjant najpierw kopie demonstranta, następnie zaczyna uciekać, mierząc z pistoletu do protestujących. Chwilę potem Sarisuluk osuwa się na ziemię, do leżącego podbiegają inni demonstranci, wołając o pomoc.

"Nie jestem pewien, czy policjant zabił Ethema przypadkowo. Jego śmierć na pewno nie była na marne" - mówi Umut, który zapowiedział swój powrót na Taksim (lub w okolice) w poniedziałek. Od ponad dwóch tygodni ten 36-letni stambulczyk dzień zaczyna jako menedżer w koncernie medycznym, a kończy jako uczestnik antyrządowego protestu.

"Czy w Polsce premier też usiłuje zastraszać demonstrantów sprzeciwiających się wycince drzew w parku?" - pytał Umut, nawiązując do niedzielnego wiecu Erdogana w Stambule. Szef rządu zapowiedział na nim zidentyfikowanie wszystkich uczestników protestów, które odbywają się w kilkudziesięciu miastach Turcji.

Zdaniem Umuta, opór przeciwko Erdoganowi "dokonał cudu", bo zjednoczył środowiska dotychczas sobie wrogie. "Nie chodzi mi tylko o kibiców piłkarskich drużyn, ale o coś dużo poważniejszego, do protestu przeciwko Erdoganowi dołączają przecież radykalni muzułmanie. Premier już nie może mówić, że ci, którzy są przeciwko niemu, są przeciwko islamowi" - podkreślił demonstrant. Jak tłumaczył, zrzeszenie Devrimci Muslumanlar wezwało swoich członków do przystąpienia do strajku generalnego, zapowiedzianego przez dwa największe tureckie związki zawodowe na poniedziałek. Chcą one poprzeć demonstrantów.

"Najgorsze jest to, że nie mamy wolnych mediów. To, co pokazuje telewizja turecka na temat (niedzielnego - PAP) wiecu Erdogana, to stek bzdur. Na przykład, jak mogło wziąć w nim udział milion osób, skoro stadion w (dzielnicy Stambułu) Zeytinburnu mieści zaledwie 220 tys. ludzi?" - mówił Umut.

Funda, Kurdyjka, brała udział w manifestacjach na Taksim niemal od początku, czyli od 31 maja, kiedy przeciwnicy likwidacji parku Gezi rozbili w nim swoje namioty. "Jestem z demonstrantami i bardzo mi się to podoba, choć w tym tłumie słyszę też gorzkie słowa na temat Kurdów" - mówiła.

Kobieta postanowiła przyłączyć się do protestu przeciwko Erdoganowi w nadziei, że "to coś zmieni w podejściu władzy, która nieustannie dzieli mieszkańców Turcji na Turków, Kurdów i alawitów". Ci ostatni to przedstawiciele najbardziej liberalnej grupy religijnej na łonie islamu. Alawici nie modlą się w meczetach, lecz w domach modlitwy (po turecku cemevi), w których czczą Allaha za pomocą muzyki i tańca. W Turcji stanowią oni około 15 proc. społeczności.

W niedzielę w nocy Funda i towarzysząca jej Sema wróciły do domu. "Moja siostra ma dziecko, musi się nim zająć. Ja idę rano do pracy. Przyjdziemy w poniedziałek, może policja zwróci nam Taksim?" - mówiła.

Wdarcie się oparów gazu łzawiącego do knajpek na moście Galata to wciąż jeden z nielicznych incydentów mogących niepokoić turystów odwiedzających Stambuł. W Sultanahmet - najstarszej i najatrakcyjniejszej turystycznie części miasta - nie ma śladu po protestach, za to nie brakuje zwiedzających. Jednak właściciel jednej z restauracji, Ozgur, narzeka. "Przez upór Erdogana Turcja traci pieniądze. W innych krajach widzą, że tu giną ludzie na ulicach, i nie chcą przyjeżdżać" - mówi. Jak przyznaje, zazwyczaj o tej porze roku jego dzienny utarg wynosi ok. 1500 euro, w czasie protestów - jedynie 300 euro.

"Nie lubię Erdogana, choć nie mogę powiedzieć, że nie zrobił nic dla Turcji. Wybudował nowe drogi, szpitale, dzięki niemu gospodarka rozkwitła" - mówił Ozgur. Jak zaznaczył, "problemem premiera jest to, że nie słucha młodych, nie rozumie ich, chce im zabrać Taksim, który jest ich miejscem".

Na pytanie, czy wycofanie się władzy z pomysłu przebudowy placu mogłoby zakończyć protesty, odpowiedział: "W Turcji nie mamy już problemu z demonstrantami. W Turcji jest teraz problem z władzą".

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg