„Dlaczego Szoah, a nie Holokaust” - na to pytanie na łamach dzisiejszego wydania „L'Osservatore Romano” odpowiada ambasador Izraela przy Stolicy Apostolskiej Mordechaj Lewy. Już na początku swoich uwag izraelski dyplomata wyraża przekonanie, że “każda wypowiedź na temat Szoah powinna stwierdzać, że jest on najwyższym złem”.
„Wydarzeniem, które rzuca cień na wszelki rezultat, jaki może osiągnąć ludzki postęp, które spowodowało kryzys wartości utożsamianych z zachodnią cywilizacją i zachwiało wiarą ludzkości w istnienie Boga” - pisze ambasador Lewy. Jego zdaniem pojęcie „holokaust” zdewaluowało się, „stało się synonimem wszelkiego rodzaju politycznych i ludzkich udręk”. „Jest wiele powodów, dla których lepszy jest termin Szoah dla wskazania jedynego w swoim rodzaju wydarzenia, jakim było systematyczne i zmechanizowane zabijanie, które doprowadziło do eksterminacji jednej trzeciej narodu żydowskiego” - uważa ambasador Izraela przy Watykanie.
„Używając terminu Szoah można okazać szacunek i solidarność z ofiarami i dla sposobu, w jaki wyrażają one własną pamięć w swoich hebrajskim języku. Zgadza się z tym także Benedykt XVI, który przy okazji siedemdziesiątej rocznicy 'kryształowej nocy' 9 listopada 2008 roku nazwał to 'ponure wydarzenie' początkiem 'systematycznych i gwałtownych prześladowań niemieckich Żydów, które zakończyły się Szoah'”.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?