– Bóg nie umarł, jak oczekiwali jedni i czego obawiali się drudzy – stwierdził wybitny socjolog religii Peter Berger. 27 czerwca zyskał on niezbity dowód na potwierdzenie tej tezy. I pewnie napisałby o tym w swej nowej książce, gdyby nie to, że tego właśnie dnia zmarł w swym domu na przedmieściach Bostonu.
Zdaniem Bergera nowoczesność nie wymusza zeświecczenia, ale pluralizm. – Problemem nie jest to, że Bóg umarł, jak oczekiwali jedni i czego obawiali się drudzy. Istnieje zbyt wielu bogów, co też jest wyzwaniem dla wszystkich religii tradycyjnych – zauważył.
Jak religie tradycyjne radzą sobie z tym wyzwaniem? Berger sam o sobie mówił, że jest „nieuleczalnym luteraninem”. Studiował nawet przez rok protestancką teologię, chcąc zostać pastorem. Później z niepokojem obserwował tendencję do traktowania Jezusa jako ludzkiego wzoru do naśladowania przy jednoczesnym pomijaniu Jego boskości. Był krytyczny wobec zaniedbywania głoszenia przesłania Biblii na rzecz aktywności społecznej. Nie podobała mu się pogoń za tym, by chrześcijaństwo było użyteczne. Krytykował sytuację, w której duszpasterze więcej energii trawią na zajęciach z psychologii, socjologii i zarządzania Kościołem niż na studiowaniu teologii. Bo – jak twierdził – kształcenie teologiczne jest niezbędne, jeśli chrześcijaństwo ma przeniknąć „świadomość tej epoki”.
Poglądy Bergera co do tego, jakie powinno być życie chrześcijanina, ilustruje anegdota, którą opowiedział Richard Mouw, emerytowany rektor ewangelikalnego seminarium teologicznego Fuller w Kalifornii. Wspominał on, jak w latach 70. podczas nieformalnej dyskusji wygłosił opinię, że każdy chrześcijanin jest powołany do pracy na rzecz sprawiedliwości i pokoju na świecie. „Richardzie, naprawdę tak myślisz?” – upewnił się Berger. A gdy Mouw potwierdził, znany już wtedy socjolog opowiedział mu o… swej ciotce, która mieszka w domu spokojnej starości. Ma ona problemy z trzymaniem moczu i każdego dnia z trudem znajduje odwagę, by zejść do stołówki na obiad. Każdego dnia modli się do Boga, by dał jej tę odwagę. Dla niej – mówił Berger – najbardziej radykalnym, codziennym aktem wiary jest zdobycie się na odwagę, by iść na obiad. „Tak więc, Richardzie, co chciałbyś powiedzieć mojej ciotce na temat obowiązku aktywnego działania na rzecz sprawiedliwości i pokoju na świecie?” – spytał na koniec Berger. – To była dla mnie niezapomniana lekcja – przyznał Mouw.
Jak żartował Gregory Thornbury, rektor nowojorskiego King’s College, książki Bergera były tak dobre, że wszyscy teologowie, którzy je czytali, obiecywali sobie, że jak będą duzi, to zostaną socjologami.
W pałacu inkwizycji
Kim był Peter Berger prywatnie? Był imigrantem. Krótko po II wojnie światowej w wieku 17 lat przybył do USA z Wiednia. Z Niemiec pochodziła jego żona Brigitte Kellner – ocalała więźniarka hitlerowskiego obozu koncentracyjnego, córka antyfaszysty, która również była znanym socjologiem. Zmarła w 2015 roku. – Kiedy w ostatnich latach dzwoniłem do niego i pytałem, co słychać, zawsze mówił o tym, jak bardzo tęskni za żoną – wspomina George Weigel. Peter i Brigitte mieli dwóch synów.
Peter Berger był luteraninem. Przyznawał jednak, że ze względów teologicznych dobrze czuje się wśród chrześcijan ewangelikalnych. Jedni uważali go za teologa liberalnego, inni – za umiarkowanego konserwatystę.
Na koniec jeszcze jedna anegdotka z pośmiertnego wspomnienia o Peterze Bergerze – zupełnie bez związku z jego dokonaniami naukowymi. George Weigel opowiadał, jak podczas studyjnego wyjazdu do Rzymu siedzieli z Bergerem „w kiepsko urządzonej i źle oświetlonej poczekalni” przed gabinetem ówczesnego prefekta Kongregacji Nauki Wiary kard. Josepha Ratzingera. Wisiał tam obraz, jakaś historyczna scena. I choć było to w dawnej siedzibie Świętej Inkwizycji – zaznaczył Weigel – nie było to przedstawienie heretyków poddawanych torturom. – Ten pokój jest jak średniowieczny gabinet dentystyczny – zauważył Berger. I dodał, że właściwie na każdym historycznym obrazie przedstawiającym scenę sprzed połowy XIX w. 80 proc. postaci wydaje się... cierpieć na silny ból zęba.•
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?