– Bóg nie umarł, jak oczekiwali jedni i czego obawiali się drudzy – stwierdził wybitny socjolog religii Peter Berger. 27 czerwca zyskał on niezbity dowód na potwierdzenie tej tezy. I pewnie napisałby o tym w swej nowej książce, gdyby nie to, że tego właśnie dnia zmarł w swym domu na przedmieściach Bostonu.
Berger był jednym z wielkich przedstawicieli światowej socjologii. Jego napisane z Thomasem Luckmannem „Społeczne tworzenie rzeczywistości” zostało uznane przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Socjologiczne (ISA) za jedną z pięciu najbardziej wpływowych książek socjologicznych XX wieku.
Ja jednak chciałbym napisać o czymś innym: o tym, jak Berger zmienił zdanie co do tego, czy nowoczesność nieuchronnie oznacza odrzucenie Boga. – Peter Berger miał niezwykły dar intelektualnej ciekawości i godną podziwu gotowość do przyznawania, że się mylił – napisał zaprzyjaźniony z nim biograf Jana Pawła II George Weigel.
Bóg daje nam znaki
W książce wydanej pod koniec lat 60. Berger pisał o tytułowym „szepcie aniołów” („Rumor of Angels”), czyli wspólnych dla wszystkich ludzi doświadczeniach dnia codziennego, będących „sygnałami transcendencji”. Można je chyba nazwać znakami obecności Boga. Jak zauważył, matka, zapewniająca wystraszone dziecko, że wszystko jest w porządku, sugeruje zaufanie do trwałości wszechświata. Uparta nadzieja śmiertelnika w obliczu zbliżającego się zgonu zakłada, że śmierć nie może być końcem. Zdolność do potępienia potwornego zła sugeruje wiarę w moralny porządek wszechświata. A śmiech i zabawa to triumf gestów twórczego piękna nad gestami zniszczenia. Te „sygnały transcendencji” – ten „szept aniołów” – są słyszalne przez każdego człowieka.
A jednak – jak twierdził wówczas Berger – nadprzyrodzoność jako istotna rzeczywistość stała się nieobecna czy daleka dla bardzo wielu ludzi. W dodatku wydają się oni całkiem dobrze dawać sobie radę bez niej. Inaczej mówiąc, Berger przyznawał, że Bóg umarł. Że nowoczesność nieuchronnie wiąże się z radykalną i głęboką sekularyzacją. Że po Auschwitz i w erze konsumpcji ludzkość traci poczucie sacrum.
– Kiedy zająłem się socjologią religii – czyli jakieś 200 lat temu – wszyscy tak myśleli – żartował w 2013 r. profesor Boston University. – Nie było to całkowicie głupie założenie. Było wiele powodów, by tak uważać. Zajęło mi około 20 lat, aby dojść do wniosku, że nie ma danych na poparcie tego poglądu, a inni ludzie doszli do tego samego wniosku – przyznał Berger.
Szwedzi rządzą Indianami
Berger stwierdził, że teoria sekularyzacji jest prawdziwa jedynie w zachodniej Europie i w środowisku uniwersyteckim, wśród intelektualistów. Poza nimi świat jest tak samo religijny, jak to było wcześniej. Takie wnioski płynęły z obserwacji społeczeństw poza Europą, a także z dostrzeżenia rozwijającego się w USA ruchu zielonoświątkowego i ewangelikalnego. Amerykańska religijna większość różniła się zdecydowanie od tzw. elit z Waszyngtonu, Hollywood czy z uniwersyteckich katedr. Pół żartem, pół serio mówił, że Stany Zjednoczone są narodem Indian (uchodzących za lud najbardziej religijny na świecie) rządzonych przez Szwedów (naród najbardziej zeświecczony).
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?