Wielu ludzi wychodzi z systemów totalitarnych z poczuciem zbrukania.
Jest to następstwo niechcianego poddaństwa i zniewolenia. Jak to jest – zastanawiał się Philip Zimbardo – że ludzie dobrzy i przyzwoici pod wpływem upiornych warunków, w których się znaleźli, sami przemieniają się w upiory? Po doznaniu czegoś niemoralnego trudno wrócić do poprzedniej niewinności. Przekonali się o tym studenci Uniwersytetu w Stanford poddani eksperymentowi z odgrywaniem więźniów i klawiszów, gdy w pewnej chwili „zabawa” wymknęła się spod kontroli i przerodziła w przemoc. Podobnie było w przypadku amerykańskich żołnierzy, którzy po doświadczeniu bycia oprawcami w jenieckim obozie w Iraku nie potrafili już żyć jak dawniej. Trudno zmyć z siebie hańbę tamtego miejsca i tamtego sposobu życia. „Zamieszkał w nich grzech” – powiedziałby św. Paweł (por. Rz 7,17).
Z czymś takim wychodzili z Egiptu Izraelici. Czuli się pokochani i pociągnięci wezwaniem Boga, widzieli Jego chwałę i zaznawali Jego troski przez wszystkie lata wędrówki przez pustynię. A jednocześnie w najmniej oczekiwanych okolicznościach reagowali jak szubrawcy i niewdzięcznicy: przy byle okazji zdradzali Boga, z błahych powodów podnosili bunt, byli kłótliwi i nadwrażliwi, posunęli się nawet do gotowości zabicia w gniewie. Odcisnął się na nich wielopokoleniowy pobyt w niewoli, w obcej cywilizacji, w której grzech stał się rutyną. Nic dziwnego, że Egipt był nazwany „domem niewoli” (Wj 13,3.14), „piecem do przetapiania żelaza” (Pwt 4,20). Podobnie jak Sodoma i Gomora był on symbolem duchowego zbrukania grzechem i idolatrią. Najgorszymi grzechami są te, których człowiek już nie dostrzega, zaś najgroźniejszą niewolą – ta, do której się przywyka.
W Egipcie otaczano boskim szacunkiem Nil, bo dostarczał ludziom wody do przeżycia. Człowiek czerpał życie „od dołu”, w związku z tym ubóstwiał samego siebie i własną samowystarczalność. Bogowie służyli jemu i jego zachciankom. Tymczasem Pan Bóg obiecał udręczonym niewolą Izraelitom nową ziemię, ziemię górzystą, w której woda i życie zstępują z góry, od Boga. Należało tylko wyjść z Egiptu, zgodzić się na Paschę. Człowiek opuszcza Egipt, ale Egipt nie opuszcza człowieka. Zaczyna się nowa walka o wewnętrzną wolność. Droga do niej będzie wiodła przez zgodę na duchowe obrzezanie serca, jego nawrócenie oraz wytrwałe karmienie się miłością Zmartwychwstałego, Bożą Eucharystią.
Aż człowiek przestanie wydawać z siebie fetor własnych grzechów i pozbędzie się hańby niewoli.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?