Afryka ma wiele twarzy, będzie mi jej bardzo brakować – to moja ostatnia notatka z dziennika, prowadzonego w Zambii. Od powrotu minął ponad miesiąc i zapowiedź tęsknoty w pełni się sprawdza. Myślę, że jest dodatkowo podsycana przez próby wprowadzania w życie zambijskich przemyśleń i postanowień. Pomyśleć, że byłam tam tylko 5 tygodni…
Z uczniami No i cóż… nie mogłam się dziwić w nieskończoność, musieliśmy poza tym z Markiem uważać, by tym zdziwieniem nikogo nie urazić. Szybko przyjęliśmy do wiadomości, że żyjemy teraz w całkowicie innej kulturze, która nie jest ani gorsza, ani lepsza, tylko inna (kiedy to piszę mam na myśli... zupełnie inna!). Gdy zrobiliśmy to założenie praca stała się łatwiejsza- towarzyszyła jej atmosfera akceptacji i chęci uczenia się czegoś nowego, chyba najbardziej z naszej, wolontariuszy, strony. Trzeba było po prostu trochę się wysilić, by przedstawić wiedzę w sposób czytelny i… bez używania języka cibemba. Dla mnie to były bardzo zabawne sytuacje, gdy na lekcjach języka angielskiego młodzież odpowiadała mi na pytania w swoim rodzimym języku.
Gdy mówiłam, że nie rozumiem, patrzyli na mnie zdziwieni. Wtedy ja dla odmiany zaczynałam mówić po polsku. To ich oczywiście niezwykle śmieszyło. Nasze „szyszanie” bardzo im się podobało i zazwyczaj było dobrym sposobem na rozładowanie atmosfery niepewności. Do tego starałam się dokładać różne metody aktywizacji, nieznane w tym środowisku.
Chusta Klanzy jak zwykle robiła furorę. Myślę, że lekcje w tej formie podobały się uczniom, bo wciąż przychodziło ich coraz więcej. Dla mnie była to wielka radość. Miałam świadomość, że to są ich wakacje i że nie mają obowiązku przychodzić na zajęcia. Tym bardziej doceniałam ich zaangażowanie. Z jednej strony mogli ćwiczyć swoje umiejętności, ale też, zwłaszcza chłopcy, korzystali z lekcji jako formy rozrywki, a dla mnie była to okazja do spędzania z nimi czasu, do rozmowy, wymiany poglądów.
Z czasem zauważałam, że ci wszyscy na początku identyczni ludzie o czarnej skórze diametralnie się różnią. Szybko nauczyłam się ich rysów twarzy, co pozwalało też rozpoznawać, w jakim są nastroju. Każdy z nich był inny, z całą swoją wielobarwnością. Wkrótce stało się dla mnie jasne, że moi czarni bracia wcale tak bardzo się od nas nie różnią.
Owszem, są sprawy totalnie odmienne od naszej europejskiej mentalności- stosunek do czasu, do wartości, do tempa życia, higieny, zdrowia. Jest jednak wiele spraw, w których się niewiele różnimy. Na przykład stereotypy , mity, fałszywe przekonania.
Pytanie: czy mogę pójść nad rzekę na wycieczkę. Odpowiedź: tak możesz. A czy są tam krokodyle? Są. Czy mam się ich bać? Tak, to niebezpieczne zwierzęta. Ale ciebie nie zjedzą. Dlaczego??? Bo masz białą skórę. One jedzą tylko czarnych. Albo inne pytanie: jaka waszym zdaniem jest Polska? Bogata (wszyscy biali są bogaci…). Jest jak jedna wielka Lusaka. I jaka jeszcze? Nie ma trawy i nie ma gór. Nie umieli zrozumieć, gdy opowiadałam im o naszych puszczach i lasach. Szeroko otwierali oczy, gdy ich przekonywałam, że nasze Tatry są wyższe od gór, które otaczają ich dolinę Chingombe, a ja sama chodzę na niedzielne spacery właśnie w góry, które otaczają miejscowość, w której mieszkam. Ot, wszędzie, na całym świecie ludziom trudno pojąć, że istnieje inna rzeczywistość i sprawdza się powiedzenie, że najlepiej jest tam, gdzie nas nie ma.
Może tyle o samych lekcjach angielskiego. Moim drugim zadaniem było pomaganie Markowi w prowadzeniu kursu komputerowego. Szybko okazało się, że on doskonale sobie radził ze sporą grupą uczniów, więc ja mogłam skupić się na ćwiczeniach tylko z dziewczętami. Tej sprawie chciałabym poświęcić trochę więcej miejsca.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...