Dziś baśnie postrzegamy przede wszystkim jako utwory przeznaczone dla dzieci, mity zaś, jako udramatyzowane, religijne opowieści o antycznych bogach.
"Wielokulturowość i mnogość wyznań jest jednym z mocniejszych doświadczeń na początku mojego przebywania tutaj" - pisze ks. Piotr Dydo-Rożniecki z Kazachstanu.
Najczęściej pojęcie to kojarzone jest z psychologią Carla Gustawa Junga, ale przecież i w niej aż roi się od religijnych konotacji.
Wszystko po to, by oderwać się od spraw codziennych. Skoncentrować się na własnym wnętrzu. Duchowo się samodoskonalić. Sprawić, by umysł został przebudzony.
Dziś często utożsamia się ją z Nocą Świętojańską. W pewnym sensie słusznie.
Pradawne, szczątkowe ponoć wierzenia, ułożyły się tu w bardzo logiczną całość, tworząc najprawdziwszy panteon bóstw oraz mitologię, którą śmiało można zestawić z mitami Greków, Rzymian, Celtów, czy ludów Północy.
Gdy leciwi Aborygeni „malują swój Sen”, powstaje osobliwa mapa ich regionu, na której zaznacza się drogę i bohaterskie czyny ich przodków totemicznych z „okresu stworzenia”. Mapa ta jest jednak także swoistym modelem współczesnego życia.
Czy baśnie w zawoalowany sposób mogą opowiadać np. o wypieraniu pogaństwa przez chrześcijaństwo?
Boski łucznik, czy może chiński Robin Hood?
Obok „Romea i Julii” to chyba najbardziej znana historia miłosna w dziejach kultury europejskiej i – podobnie, jak dzieło Szekspira - wielokrotnie przenoszona na wielki ekran.