Czyli lata na bezdrożach.
Przeżyłem z rzeczywistością newage'ową wiele lat. W wiele z tych praktyk zanurzyłem się po uszy, wiele dotknąłem. Doświadczyłem też rzeczy czynionych przez demona. Bo on chce być jak Bóg i czasem dopuszcza również uczynienie jakiegoś dobra po to, aby gdzie indziej mogło rozlać się większe zło.
Wdzięczny jestem dzisiaj za te lata na bezdrożach, a przeżyte cierpienie tylko potęguje smak prawdziwej rozkoszy, jaką otrzymałem. Przez całe życie, oprócz wolności, najbardziej pożądanym obiektem moich poszukiwań była metoda, dzięki której będę wiedział, co jest dla mnie dobre. Bardzo próbowałem to znaleźć: tarot, numerologia, astrologia, kilka ścieżek w hinduizmie, a w nich medytacja i joga, praktyki oddechowe – Sudarshan Kriya, Dzogczen (przedbuddyjska religia tybetańska), huna, reiki, tai-chi, twórcza wizualizacja, metoda Silvy, agnihotra, buddyzm Diamentowej Drogi... (pewnie nie wszystkie jeszcze wymieniłem). Nie udało się na żadnej z tych dróg. Przez 12 lat byłem wegetarianinem. Niejedzenie mięsa stało się dla mnie czymś bardzo ważnym. Przy okazji uprawiałem jednak psychiczną „ludożerkę”, wyżywając się na tych, którzy byli odmiennego zdania. Podobnie jak pozostałe praktyki, doprowadziło mnie to do patrzenia na innych z góry. Do megalitycznej pychy. Odwróciło moją uwagę od spraw naprawdę istotnych i przeorientowało priorytety.
Zdobywanie mocy umysłu nie uczyniło mnie szczęśliwym, osiąganie kosmicznej świadomości nie zapewniło mi bezpieczeństwa.
Mając tego typu wieloletnie doświadczenia, bardzo boli mnie, że coraz częściej chrześcijanie ulegają niektórym tego typu modom i wchodzą w rzeczywistości z pozoru niewinne, które niestety często kończą się prawdziwymi tragediami – dręczeniem demonicznym czy w niektórych wypadkach nawet opętaniem. Boli mnie, że tak wiele osób dokonuje bardzo specyficznego, kiepskiego targu. Zamienia prawdziwy klejnot, którym jest relacja z żywym Bogiem, na tandetę duchową z odpustu New Age. Nie mogę nadziwić się niektórym pismom, zbliżonym do kręgów kościelnych, w których promuje się np. jogę czy buddyzm. Jak bardzo ubodzy duchowo muszą być kapłani piszący takie rzeczy! Bardzo to smutne.
Joga naprawdę nie jest gimnastyką, jak chcą niektórzy. Podobnie tai-chi. Reiki i bioenergoterapia są praktykami okultystycznymi. Siły, które w nich działają, nie pochodzą od Boga! Astrologia i numerologia, pomimo że tak się przedstawiają, nie zajmują się badaniem ludzkich potencjałów. Stanowią rodzaj klątwy, z którą czasem bardzo trudno żyć. Gdybym miał powiedzieć, która z tych rzeczy najbardziej mnie zraniła, której ślady jeszcze noszę w sobie, to nie miałbym najmniejszego kłopotu z odpowiedzią. W czasie studiów ezoterycznych zdecydowałem się na tzw horoskop indywidualny. Sporządził go mój dziekan – astrolog i numerolog. Usłyszałem wtedy kilka rzeczy o mojej przyszłości, które bardzo mocno mnie zablokowały. Na długo. I wciąż jeszcze czasami dźwięczą mi w uszach. Przepowiednia ta nie ma już mocy, ale moja pamięć potrzebuje wciąż jeszcze uzdrowienia. Wszystko inne jest tylko przeszłością. Doświadczeniem, które muszę nosić. I które staram się spożytkować, ostrzegając przed tym innych.
Pan Bóg, stwarzając świat, użył bardzo specyficznej techniki – najpierw rozdzielił światło od ciemności, a potem nazwał światłość światłością, a ciemność ciemnością. Dzisiaj mój świat duchowy jest uporządkowany. Dokonałem w swoim życiu takiego rozdzielenia i nazwania. To jest coś zupełnie innego niż newage'owe yin-yang. Tych światów nie da się pogodzić. Dobro jest dobre, a zło jest złe. Po prostu.
*
Powyższy tekst jest fragmentem książki "Byłem w piekle. Nie polecam". Autor: Maciej Sikorski. Wydawca: Wydawnictwo Niecałe, 2017 r.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?