Chrześcijanie i arabska wiosny ludów

Kilka tygodni temu na kairskim placu Tahrir przeciwko rządom Hosniego Mubaraka wspólnie protestowali muzułmańscy Arabowie i chrześcijańscy Koptowie.

Zbrodnię na polskim zakonniku potępiły zarówno władze, jak i główne ugrupowanie islamistów w Tunezji – Ennahda (Odrodzenie). Ministerstwo spraw religijnych zapewniło, że „Tunezja zawsze była miejscem współistnienia ras i narodowości oraz dialogu między cywilizacjami, religiami i kulturami”. Potwierdziło też przywiązanie do wolności wyznania, zarówno gdy chodzi o same wierzenia, jak i o ich praktykowanie. Z kolei Ennahda dostrzegła w morderstwie „manewr mający odwieść Tunezyjczyków od celów rewolucji tunezyjskiej”. W Tunisie odbyły się dwie manifestacje w proteście przeciwko zamordowaniu kapłana. Wzięły w nich udział setki osób. Policja wzmocniła patrole przed kościołami, aby je chronić.

Biskup Tunisu, Maroun Elias Lahham powściągliwie wypowiada się na temat perspektyw kraju. Według niego „jeszcze nie jest pewne”, czy będzie się on „rozwijał w kierunku demokracji”. Jest ona nieobecna w tej części świata i Tunezyjczycy mają świadomość, że są pierwszymi, którzy się na nią odważyli. Dopiero więc się okaże, czy nowy rząd rzeczywiście jest otwarty i demokratyczny. – Na początku przyczyną demonstracji było bezrobocie i wysokie koszty utrzymania. Ale już drogiego dnia okazało się, że na plan pierwszy wysunęły się problemy polityczne. Silniej od problemów gospodarczych, które w latach kryzysu światowego dotykają także inne kraje, Tunezyjczyków ogarnęła wola wolności – tłumaczy hierarcha.

Muzułmanie, chrońcie chrześcijan!

Ta sama wola ogarnęła również mieszkańców Libii, którzy idąc za przykładem swoich sąsiadów, Egipcjan i Tunezyjczyków, postanowili uwolnić się od dyktatora, rządzącego ich ojczyzną od ponad 40 lat. Muammar Kadafi odpowiedział krwawym tłumieniem protestów. Mimo to jego przeciwnicy kontrolują już niemal cały kraj.

– Aby rozwiązać napiętą sytuację w Libii, wystarczyłoby ustąpić – podpowiada przywódcy wikariusz apostolski Trypolisu. Bp Giovanni Martinelli uważa, że obie strony konfliktu mogą się pogodzić, dając dowody otwartości i tolerancji. Zwraca uwagę, że libijskie zamieszki są „konfliktem o mieszkania dla młodych muzułmanów”. Mając problemy ze zdobyciem miejsca zamieszkania, co w tamtejszej kulturze jest warunkiem założenia rodziny, popadają tym samym w kłopoty religijne, gdyż tym samym nie mogą sprostać muzułmańskiemu nakazowi małżeństwa. Wywołuje to ich dużą frustrację i odpowiedź, jaką można obserwować na ulicach.

– Libia nie jest krajem biednym, tak jak Egipt czy Tunezja. Żądania, jakie ludzie stawiają w protestach, są uzasadnione. Młodzi upominają się o posiadanie mieszkania, lepszego zarobku czy miejsca pracy. Wszystko to jest słuszne, a Libia, w porównaniu z innymi państwami afrykańskimi, ma możliwości, by im w jakiś sposób sprostać, ponieważ jest krajem w dobrej sytuacji gospodarczej. Stąd zapewne rodzi się kryzys młodych, którzy widzą, że państwo im nie pomaga – wyjaśnia hierarcha.

Wspólnota katolicka w Libii liczy ok. 70 tys. osób skupionych wokół dwóch kościołów w Trypolisie i Bengazi. Podczas demonstracji i starć obiekty kościelne nie ucierpiały, a przedstawiciele Kościoła nie byli przedmiotem ataków. Bp Martinelli poprosił jednak organizacje muzułmańskie o ochronę chrześcijańskiej mniejszości. Zwrócił się w tej sprawie m.in. do Czerwonego Półksiężyca (islamskiego odpowiednika Czerwonego Krzyża). Chodzi zwłaszcza o pomoc dla katolickich szpitali, kościołów i klasztorów. Wiele osób w ogarniętym wojną domową kraju szuka schronienia w budynkach kościelnych. Z kolei placówki medyczne są przepełnione rannymi.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg