Harmonijne połączenie zalet ludzkich w idealnej wizji poczętej z filozofii Greków.
Kolebka islamu, himjarycki król, żydowski neofita i pewien mało znany patron.
Kto w tej historii jest lepszym Żydem: ten, który napisał Hagadę na nowo, czy ten, który ją spalił?
A co to jest ta nowa ewangelizacja?
Jak to co? Głoszenie jakiejś nowej ewangelii.
Nie nazywa się nikogo wg tego, czym nie jest, tylko wg tego czym jest.
Nie mówi się na piekarza nierzeźnik, tylko piekarz.Tak samo nie mówi się na Niemca Niepolak, tylko Niemiec.
Na materialistę nie mówi niewierzący w Boga, tylko wierzący w materię, czyli materialista.
Używanie zakłamanego słowa "ateista" wprowadza zamęt w ludzkiej świadomości i służy diabłu!
Tyle powinni wiedzieć wysoko wykształceni teologowie i filozofowie!
A o nowej ewangelizacji była już mowa po Soborze Watykańskim II. Dzisiaj mamy rok 2012. Się "towarzystwo" obudziło po ponad 40 latach. Już jest za późno, by "zawracać Wisłę kijem".
Chrześcijaństwo w Europie, które przeżywa ostatnie chwile agonii, niech się skoncentruje raczej na misjach, tyle może jeszcze uda się zrobić dobrego. Reanimowanie trupa na nic się bowiem już nie przyda.
Natomiast poganie, jeśli nie zetknęli się z Kościołem, mogą być dobrym "materiałem" do nawracania. I dlatego niedawno był tu artykuł o ekspansji chrześcijaństwa w Afryce, Azji czy Ameryce Łacińskiej, tam gdzie żyją ludzie ubodzy i niewykształceni.
Do Maluczkiego; okropnie się zapętliłeś, prościutko tłumacząc Forumowiczom rzeczy oczywiste. Zawiły jest Twój wywód taki: "Na materialistę nie mówi niewierzący w Boga, tylko wierzący w materię, czyli materialista."
Błąd logiczny Maluczki i bzdura. Niewierzący, czyli ateista (odrzucający istnienie Boga) nie wierzy w materię. Uznaje, ale nie wierzy, naukowe odkrycia (empiria), czyli prawa rządzące Kosmosem.
Słowo materializm ma wiele znaczeń, w znaczeniu ontologicznym, w tym przypadku nie będziemy o tym rozmawiali.
Trochę mi przypominasz dyskutanta Jerzyka :-)
- Weź lekarstwo.
Z tego co piszesz wyraźnie widać, że dziś nie brałeś.
Ateista to Boga i owszem odrzuca, ale wierzy w brednie które sobie wymyślił, lub jakiś guru mu podsunął.
Nie ma ludzi niewierzących. Kwestią jedynie jest w co wierzą.
Przecież ty wierzysz w te swoje dyrdymały.
Nic dodać, nic ująć...
Nic dodać, nic ująć...
W moim przekonaniu analiza przedstawiona przez Księdza profesora jest bardzo trafna a metody, które proponuje nie są żadnym teoretyzowaniem. Otóż dotychczasowa metoda "wykazywania się" przed biskupami zawiodła. Nie chodzi w duszpasterstwie o umiejętność zorganizowania show w trakcie wizytacji biskupiej; kwiatki, wierszyki, piękne statystyki... Efekt jest aż za dobrze widoczny. W parafiach na mszach coraz mniej wiernych. Dzieci i młodzież przesiana. Masówka powinna odejść w zapomnienie. Potrzeba nam w parafiach bardziej świadków niż nauczycieli, albo najlepiej świadków będących jednocześnie nauczycielami. Głoszenie kerygmatu i zwrócenie się ku konkretnemu człowiekowi wydaje się być właściwą drogą. Jeśli wierny zatrzymuje się na etapie Bozi i dzidzi to efekt jest żałosny. Wiara w Boga polega na relacji osobowej:rzeczywistej Osoby z osobą a nie jasełkowych historyjek okadzonych miłą atmosferą kilku rodzinnych uroczystości religijnych będących okazją do pokazania kolekcji najnowszej mody i wychylenia kilku głębszych.
Powtarzasz po kimś, albo sam popadasz w irrealizm. Napisałeś:
1) "dotychczasowa metoda "wykazywania się" przed biskupami, zawiodła."
- po pierwsze - Kościół przecież nikogo takiej metody nie uczył, więc? Skoro "niepisana" wzięła się z inicjatywy księżowskiej, jak to zmienisz? "Powycinasz" wszystkich, którzy tak myślą i ustawiają duszpasterstwo w ten sposób? A może przeszkolisz ich z naiwnym przekonaniem, że od tej pory szkolenie już tak zmieni ich mentalność, że "przezwrotnicują" duszpasterstwo? - po drugie - realia mówią: "To niemożliwe, bo duszpasterzy trzeba do tego wychować, a to przecież trwa latami (samo seminarium tego nie załatwi)" Więc czysty teoretyczny kazus. Chodźmy po ziemi - już jest za późno, by to zmienić.
2) "Potrzeba nam w parafiach bardziej świadków niż nauczycieli, albo najlepiej świadków będących jednocześnie nauczycielami."
- po pierwsze - to, co, do tej ich pory nie było? To skąd się nagle wezmą, jeśli i katolików ubywa i powołanych? Skąd się wezmą Ci świadkowie-nauczyciele? Życie rodzi się z życia - po drugie - dla pokolenia roszczeniowego dzisiaj, być świadkiem to = być heroicznie świętym i omnibusem, a przy tym jeszcze super organizatorem-managerem i cyrkowcem-klaunem. - po trzecie - zejdźmy na ziemię, jeśli są tacy ludzie, to jest ich niewielu, nie można czynić normy z takiego zjawiska.
"Masówka powinna odejść w zapomnienie."
Czyli też i katecheza powinna wyjść ze szkół. Tam nie ma czasu i możliwości na kerygmat i to w odniesieniu do pracy indywidualnej. Gdyby tak było, mielibyśmy już dwa pokolenia ludzi i wykształconych, i uformowanych religijnie. A przecież żaden katecheta nie ma chyba złej woli i nie brak mu wiary. Tymczasem, m.in. po katechezie mamy coraz więcej antyklerykałów, i antykościelnych typów. Metoda przedmiotu i struktura pracy chyba zawodzą (tak, jak całe szkolnictwo zresztą)
REALIA. Nie teorie.
A jeśli już podaje się jakąś metodę, to zakasać wpierw rękawy i pokazać, jak to się robi i że ta metoda działa, a nie gdybać.
Duchowość w wydaniu kościelnym nie przekonuje społeczeństw, ponieważ wiedza o Kościele jest dostatecznie duża, kiedyś była ona bardzo skrywana. Ci co się odważyli krytykować Kościół, obnażać jego grzechy, popadali w niełaskę i byli zwyczajnie likwidowani.
Sympozjum n.t. pedofilii w Kościele, jest dobitnym znakiem, że jest bardzo źle z tą organizacją. Są to właściwie ostatnie działania gremium hierarchów nad kondycją katolickiego związku religijnego w świecie, aby ratować nadszarpniętą mocno reputację.
Wraz z odchodzeniem do historii Kościoła pojawia się możliwość duchowości indywidualnej, którą każdy człowiek wypracuje dla siebie. Nie musi być ona shierarchizowana, to mogą być luźne związki, grupy wiernych, mogących wypracować sobie sposoby realizacji w wierze. Nie wykluczone, że nastąpi powrót do samych nauk Jezusa, których w Ewangeliach jest jak na lekarstwo, bez balastu doktryn i dogmatów. Może też być łączenie tych nauk ze światową duchowością z innych wierzeń, tak aby potrzebujący mogli się realizować. Mamy tego oznaki w postaci zainteresowania filozofią Wschodu, jego mistycyzmem.
Możliwości jest wiele, i nikt wolnemu człowiekowi tego nie zabroni.
A propos daję ci odpowiedź na sąsiednim wątku.
W dzisiejszej parafii, to nawet ci którzy chodzą do kościoła, nie znają się. Nawet jak się znają, to nic o sobie nie wiedzą. Nie wiedza czy sąsiad nie potrzebuje pomocy, może wysłuchania, czy choćby dobrego słowa.
Parafia ma stać się wspólnotą wspólnot. Gdzie ludzie o podobnych pragnieniach, czy zapatrywaniach mogliby razem się modlić, dzielić słowem, pomagać sobie nawzajem, itp.
W "Nowej Ewangelizacji" najważniejsze jest osobiste spotkanie ze Zmartwychwstałym Jezusem, oddanie mu swojego życia i stanie się uczniem i świadkiem Jezusa tam gdzie się żyje.
Ze mną było już źle. Spotkałem ludzi, którzy zaprowadzili mnie do Jezusa.
Nikomu nic nie mówiłem.
Moje życie zmieniło się nie do poznania. Nigdy nawet nie wiedziałem, że tak można żyć.
Moi sąsiedzi i ci co mnie znali, przecierali ze zdumienia oczy.
"Bóg jest miłością", więc niczego nie zrobi na siłę. Kiedy człowiek pozwoli mu na działanie w swoim życiu, wtedy zaczynają się dziać cuda.
Gdyby kiedyś ktoś powiedział mi że tak będę żyć, nawet za Chiny Ludowe nie uwierzyłbym.
Ale tu o sobie powiedziałeś kim byłeś przed przyjęciem wiary, odkryłeś się zatem. Czekałem aż to napiszesz, gdy śledzę Twoje wypowiedzi na forum. Twoja przeszłość daje wciąż znać o sobie, sposób myślenia, artykułowania myśli, agresja, obrażanie innych nie zmieniły się wcale. Pozostałeś tym samym człowiekiem, różnica polega jedynie na tym, że przez przyjęcie wiary wydaje Ci się, że jesteś odnowiony, inny niż wtedy gdy było z Tobą "już źle". To ułuda i samooszukiwane się.
Z neofitami jest tak najczęściej, że są bardzo gorliwi w nowej wierze, nafaszerowani treściami religijnymi na blachę, które powtarzają bezustannie jak wierszyki. Neofici nie mają własnych przemyśleń, dogłębnych analiz, powtarzają automatycznie wszystkie przeczytane formułki, w tym wypadku kościelne. Uważają się nieświadomie za nieomal świętszych od samego papieża, są bardzo emocjonalnie i uczuciowo związani ze swoim Kościołem, i bronią go w każdy możliwy sposób. Tych, którzy myślą inaczej, neofita traktuje z lekceważeniem, z pogardą, znieważa słowem, wysyła do psychiatry.
Ty Jerzyku jesteś klasycznym przypadkiem neofity, który na jotę nie zmienił swojego postępowania i myślenia. Jeśli wciąż wysyłasz kogoś do psychiatry, karzesz brak leki, oznacza to, że musiałeś z psychologiem lub psychiatrą mieć do czynienia, bo było z Tobą "już źle". Kontakt ze specjalistą bardzo utrwalił się w Twojej pamięci.
Jesteś nadal grzesznym człowiekiem Jerzyku, nie zmieniłeś bowiem swojej mentalności.
Krytykujesz nawet zachowania ludzi ze swojej parafii, uważając, że w swoich działaniach nie są dość dobrzy, bo Ty tak uważasz.
Przyjdzie taki czas, że nadejdzie kolejne załamanie, bo nie dasz rady w bezpardonowej walce z innymi, których uważasz za niegodnych siebie NEOFITO.
Kim Ty właściwie jesteś człowieku, któremu brak zupełnie podstaw kultury osobistej, brak rozwagi i wewnętrznego spokoju?
Byłoby dobrze abyś tej kultury nauczył się od znanego forumowicza PiotraP, jako wzorca zachowań, bo u siebie takich wzorców nie masz, nie masz dobrych guru.
Bezmyślne powtarzanie formułek i modlitw nie czynią z Ciebie jeszcze dobrym katolikiem.
Zajrzyj Jerzyku do Pawła z Tarsu, który tak wspaniale mówił o miłości, o miłosci do drugiego człowieka.
Zacznij się zmieniać na prawdę a nie pozornie...
Niezapominaj Jerzyk, jesteś tu obserwowany jak każdy z nas i oceniany, mimo anonimowości, z jakiej korzystamy wszyscy.
- Wybacz, o królu,że ośmieliłem się napisać coś, o czym nie masz pojęcia!!!
- Zapomniałem o twoim poziomie, wybacz.
Myślę, że nie zrobiłeś sobie krzywdy zanadto przy czytaniu.
Dziś sprowadź mi dusze heretyków i odszczepieńców, i zanurz ich w morzu miłosierdzia mojego; w gorzkiej męce rozdzierali mi ciało i serce, to jest Kościół mój. Kiedy wracają do jedności z Kościołem, goją się rany moje i tym sposobem ulżą mi męki.
Szkoda, że synek widzi to jeszcze inaczej, chociaż NIKOMU nie neguje tu racji.
Nowa, stara, futurystyczna czy jeszcze tam jakiś PRZYMIOTNIK dodany do EWANGELIZACJI to
tylko nasza 0 demonominacja i fige tu znaczy... EWANGELIZACJA Jezusa jest ciągle i zawsze ta sama i o tę chozić nam powinno. Chrystus wczoraj, czy dziś, zawsze jest ten sam. Ludzie tylko wtedy, dziś i jutro bez NIEGO, to cóż to jest??? Zerknij do Ewangeli i daj sobie odpowiedź.
ps.:
gadanie o poganach to nie wiem, co z tym dziś począć? Kiedyś poganie to wiemy, co oznaczali.
A kogo dziś tym określeniem chcesz nazwać, to zostaw pogan w spokoju, a nazwij tego tak, jak ci się wydaje..(hultajem, drapihrustem itd. itp...) a dawnego „uczciwego” pogana, czyli tak właściwie „wieśniaka” to i dziś nie ma... Jest tylko w umysłach pogardliwej kategorii niektórych „skrybów”.
Metody ewangelizacji muszą być przede wszystkim szczere a nie socjotechniczne. Jednym odpowiada Kurs Filipa, innym rekolekcje w u benedyktynów, ale jak trafić do tych, którzy ani tu, a nitu nie chcą wejść?
Myślę, że najważniejsze jest świadectwo wiary otoczenia. Ciepło bijące od żyjących Bogiem jest najlepszą ewangelizacją. I ta umiejętność słuchania...
Wydaje mi się, że mało czytasz na tym forum wypowiedzi ludzi niewierzących, czyli ateistów, przejrzyj więc ich posty. Słowo ateista nie jest pejoratywne, nie oznacza człowieka gorszego od Ciebie. Jest taki sam co Ty, żyje - kocha, postrzega innych potrzeby, jest humanistą, zakłada rodzinę, ma dzieci, wnuki, ma rozległe zainteresowania, i też jest grzeszy, jak każdy inny człowiek, czyli funkcjonuje w społeczeństwie.
Na pewno nie jest gorszy od Ciebie, tylko dlatego, że Ty wierzysz. Zarzuć więc tę myśl, że wierząc, jesteś lepsza od ateisty, bo niby co? Posiadłaś jakąś NADRZĘDNĄ PRAWDĘ, WSZECHWIEDZĘ? Zastanów się co piszesz. Jest coś w Was dziwacznego, bo nakładli Wam do głów kapłani, że człowiek wierzący jest przykładem, wzorcem do naśladowania dla innych. Pozbądź się tych naiwności i uznaj, że człowiek niewierzący jest też wartościowy i musisz go akceptować.
Najpierw zapoznaj się z Katarzyno z definicją słowa ateizm, a potem dyskutuj. Wielu znanych publicznie ludzi było niewierzących, którzy swoją działalnością wywierali wpływ na umysłowość ludzką, to byli artyści, pisarze, poeci, myśliciele, naukowcy, aktorzy, politycy. Z brzegu wymieniam Lema, zmarłą niedawno noblistkę Szymborską, Miłosza, wśród naukowców Dawkins, Hawking, Feuerbach, Freud (psychiatra), Wolter i wielu innych.
To właśnie dzięki niewierzącym humanistom dziś jesteś wolnym człowiekiem, możesz swobodnie wyrażać swoje myśli, bo wiara zorganizowana, czyli religia ograniczała wolność, przyczyniała się do analfabetyzmu, zabobonów i nędzy. O tym należy zawsze pamiętać. Nikt Ci nie broni Katarzyno abyś wierzyła, masz do tego prawo, ale nie uważaj, że jesteś lepsza od ateisty.
A na koniec podam Ci znaczenie słowa wiara:
"W mowie potocznej oznacza przekonanie o czymś. Stanowisko, pogląd, w danym momencie (przy obecnym stanie wiedzy naukowej) nie znajdujące jednoznacznego potwierdzenia w rzeczywistości. W religioznawstwie polega przede wszystkim na przyjęciu istnienia czegoś bez żadnego dowodu wiarygodnie potwierdzającego ten fakt. Świadoma decyzja przyjęcia takiej wiary nazywa się aktem wiary. W epistemologii wiara to "uznawanie za prawdziwe nieuzasadnionego twierdzenia".
No i że ateista wierzy i to od samego rana.
Gdy się obudzi, wierzy np. że warto przeżyć ten dzień. Wierzy, że warto wejść na portal "WIARA", bo ci wierzący w Boga tak bardzo przyciągają, że nie można żyć bez tego.
No i wierzy, że ktoś bierze te ateistyczne dyrdymały poważnie.
Ateizm jest obecny od początku ludzkości. Jakoś nijak przebić się nie może.
To co wymyśli jeden ateista, za jakiś czas drugi ateista obala to.
- Ciężko takiemu ateiście.
Chce aby mu uwierzono.
Jak by nie patrzeć, chodzi o wiarę.
No i że ateista wierzy i to od samego rana.
Gdy się obudzi, wierzy np. że warto przeżyć ten dzień. Wierzy, że warto wejść na portal "WIARA", bo ci wierzący w Boga tak bardzo przyciągają, że nie można żyć bez tego.
No i wierzy, że ktoś bierze te ateistyczne dyrdymały poważnie.
Ateizm jest obecny od początku ludzkości. Jakoś nijak przebić się nie może.
To co wymyśli jeden ateista, za jakiś czas drugi ateista obala to.
- Ciężko takiemu ateiście.
Chce aby mu uwierzono.
Jak by nie patrzeć, chodzi o wiarę.
No i że ateista wierzy i to od samego rana.
Gdy się obudzi, wierzy np. że warto przeżyć ten dzień. Wierzy, że warto wejść na portal "WIARA", bo ci wierzący w Boga tak bardzo przyciągają, że nie można żyć bez tego.
No i wierzy, że ktoś bierze te ateistyczne dyrdymały poważnie.
Ateizm jest obecny od początku ludzkości. Jakoś nijak przebić się nie może.
To co wymyśli jeden ateista, za jakiś czas drugi ateista obala to.
- Ciężko takiemu ateiście.
Chce aby mu uwierzono.
Jak by nie patrzeć, chodzi o wiarę.
Każdy wolny człowiek ma prawo uczestniczyć w różnych dyskusjach - racjonalnych. I nie Ty będziesz ustalał warunki debat publicznych.
Najpierw zacznij od siebie, nauki własnej kultury, której Ci brak, a potem naucz się rozumienia tego co inni piszą, bo z tym masz ogromne problemy.
Piszesz: "...wiele nauczyłem się od ludzi skazanych, kiedy chodziłem do więzienia. Wiele nauczyli mnie także ludzie bezdomni, lub mieszkający na dworcu, czy w kanale.
- Przy takich ludziach uczę się pokory."
Jeśli opierasz się na takich ludziach, ich "wartościach", o ich pokorze, to należy Ci tylko współczuć, że od marginesu pobierasz treści jak "żyć godnie". Jest to coś wspaniałego... budującego...
- Naprawdę nie wiem czym sobie zasłużyłem.
Po pierwsze,
- nie jesteś wolny.
Jesteś bardzo mocno uzależniony od swoich dyrdymałów. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak one tobą kierują. Na cokolwiek spojrzysz, patrzysz przez pryzmat twoich wymysłów, a one niesamowicie zniekształcają ci rzeczywistość. Zniekształcają ci do tego stopnia, że mylą ci się strony. Są przecież strony ateistów. Nie dziwię ci się jednak że tam nie zaglądasz i preferujesz Katolickie, bo są tam tak ohydne rzeczy, że można jeszcze bardziej ześwirować.
- Same fekalia.
We więzieniu i na marginesie społecznym był także mój mistrz, Jezus Chrystus.
Ja tylko pomagam takim ludziom, ale można się wiele nauczyć od nich. Niestety, tu muszę cię zmartwić, trzeba mieć trochę "oleju w głowie", czego, piszę to z żalem, tobie brakuje.
Jednak mam ciągle nadzieję, że przejrzysz na oczy.
Jedyna prawdziwa wolność, to Jezus Chrystus. Tak bardzo mnie kocha, że życie swoje oddał, aby mnie ratować. Tak bardzo kocha, że nic mi nie zrobi, bez mojej zgody. Nieustannie oczyszcza moje wnętrze, kiedy tylko zwrócę się do Niego. Mogę się zajmować wszelkimi naukowymi sprawami i pomaga mi w tym.
- Jest naprawdę wspaniałym przyjacielem.
- Daje mi o wiele więcej niż proszę.
- Jak się zgubię, szuka mnie.
- I niczego nie muszę.
A ty,
- Masz takiego przyjaciela?
- Jak oczyszczasz swoje wnętrze?
- Do kogo zwracasz się o pomoc duchową?
- Kto poda ci rękę w najgorszych chwilach życia?
Dalej już możesz pisać co chcesz. To wszystko.
- Dlaczego Ewa zwątpiła w prawdomówność Boga?
- Dlaczego przestała wierzyć Bogu?
Co myślisz,
- Jak by to uzasadniła?
Jeżeli już nasz odpowiedź, to dziś jest tak samo.
- Działa ten sam mechanizm.
40 proc. społeczeństwa - uczęszcza do kościoła,
pozostałe 50 proc. - obojętni religijnie.
Ks. prof. rozprawia o ateistach, poganach, a zaledwie wspomina o religijnie obojętnej połowie społeczeństwa.
Oni są letni, ale zaglądają jeszcze czasem do kościoła, zwykle nie są wrogo nastawieni, przynajmniej nie bardzo. Jak ich ewangelizować?
Rozmowa, a co za tym idzie tytuł artykułu powinny brzmieć: Łatwiej nawrócić pogan niż letnich.
Ewangelizacja ma to do siebie, że trzeba wyjść do człowieka, szukać go w różnych miejscach. Natomiast w parafialnym duszpasterstwie to wierni przychodzą do świątyni, do kapłana, do wspólnoty.
Ewangelizowanie wymaga od ewangelizatora autentycznej wiary, doświadczenia Ducha, zaufania Chrystusowi. Wyjście poza ramy duszpasterstwa, a powinny ono się mieścić.
Duszpasterstwo parafialne ma swój schemat: kazania, msze św, spowiedzi, katechizowanie, spotkania grup, remonty itd... pomimo takiego nawału "prac" jest to system wygodny i popadający w święty spokój, który ma katastrofalne skutki dla dusz pieczy parafialnej.
Święci Jan Bosko, Jan Vianney, Franciszek z Asyżu i nie tylko oni są przykładem wychodzenia do człowieka, szukania go dla Chrystusa.
Chrześcijanin, który "zaliczył" sakramenty inicjacji a nie doświadczył swojego nawrócenia {podobnie jak św. Paweł} zawsze jego zachowania, decyzje, kierowanie się przykazaniami będą około chrześcijańskie (pogańskie). Zamiast wyznania: Jezus jest moim Panem i Zbawicielem, słychać w jego, w jej postawie: Ja jestem panem i zbawicielem (uwikłanie się w układy, manipulacje). Dotyczy to każdego: ślusarza, pielęgniarki, nauczyciela, księdza, siostry zakonnej czy choćby biskupa.
Doświadczenie nawrócenia, to doświadczenie łaski Pana, życie w Jego obecności. Czas i człowiek od Niego dany jest darem.
W czasach starożytnego chrześcijaństwa bardzo mocno była rozwinięta apologetyka.Czy obecna katecheza szkolna przygotowuje do obrony wiary? Wydaje mi się, że próbuje ratować w katechizowanym, to czego nie otrzymał od rodziców - wiary.
Dla autora tego wywiadu warto podsunąć, że są kapłani w Polsce, którzy naprawdę przejęli się Ewangelizacją i mogą swoim świadectwem wiele dopowiedzenia.