Już w starożytności wielokrotnie wspomniany grecki historyk i podróżnik Herodot nazwał współczesnych mu Egipcjan najbardziej pobożnymi ludźmi na świecie. Spostrzeżenie to było nad wyraz trafne, gdyż religia przenikała wszystkie sfery życia państwa faraonów.
3. Dzieciństwo
W przeciwieństwie do wielu innych ludów starożytnych Egipcjanie nie zabijali ani nie porzucali noworodków. Wychowanie nie było zresztą kosztowne. W ciepłym klimacie Egiptu dzieci nie używały żadnego odzienia oprócz naszyjników i grzebieni. Aż do trzeciego roku życia karmiono je piersią, a następnie słodkim piwem, daktylami, łodygami papirusu i jarzynami, które można było znaleźć wszędzie. Jednak pomimo tego zdrowego trybu życia upragnione potomstwo nie było całkowicie bezpieczne. Nawet w ogrodowych sadzawkach łatwo się było utopić, a w Nilu, gdzie kąpała się większość dzieci, roiło się od krokodyli. Wszędzie też można było się natknąć na jadowite węże i skorpiony, zaś roje much roznosiły groźne choroby. W tych warunkach nadal niezbędna była opieka bóstw. Najczęściej powierzano małe dzieci w opiekę Izydzie, która cieszyła się zasłużoną sławą doskonałej matki, a ponieważ uchodziła też za wielką czarodziejkę, powszechnie używano jako zaklęć słów wypowiedzianych przez nią w różnych okolicznościach, gdy chroniła swego synka Ho-rusa przed zamachami Setha (> Mitologia).
Przez pierwsze lata życia dziecko wychowywało się w domu pozostając pod opieką matki lub, w bogatszych domach, mamki. Pierwszym poznawanym przez dziecko światem był rodzinny dom i jego mieszkańcy. I w nim właśnie stykało się po raz pierwszy z czynnościami kultowymi. Nawet w najuboższym domostwie w centralnym pokoju znajdowała się nisza przeznaczona na posążek bóstwa oraz skromny ołtarzyk lub kadzielnica służące do składnia ofiar. W tym samym pomieszczeniu znajdowały się także „fałszywe drzwi", przez które mogły przenikać do wnętrza domu subtelne i pożądane dusze zmarłych krewnych.
Egipcjanie kochali zwierzęta, które dzieliły z nimi mieszkania i szybko zaprzyjaźniały się z najmłodszymi dziećmi. Ten naturalny kontakt miał również znaczenie sakralne, gdyż ulubione zwierzęta domowe Egipcjan (kot, pies, małpa i gęś nilowa) były jednocześnie żywymi wizerunkami dostojnych bogów (Bastet, Anubisa, Thota i Amona). Bez wątpienia też mali Egipcjanie obserwowali domowe przyjęcia i uczty, którymi rodzice podejmowali sąsiadów, przyjaciół lub kolegów z pracy. Często wraz z rodzicami i rodzeństwem wychodzili naprzeciw zaproszonym i wprowadzali ich w gościnne wrota wykrzykując nabożne słowa powitania: „Żyj w zdrowiu i sile! Niech Amonrasonter obdarzy cię swą łaską! Proszę Re--Harachte, Ozyrysa i Izydę, i wszystkich bogów, i boginie cichej krainy, aby obdarzyli cię życiem, abym mógł cię widzieć w pełni sił i ściskać w swych ramionach!". Nieraz też, sypiąc na wchodzących płatki kwiatów, widzieli jak ojciec podnosi w górę małą figurkę przedstawiającą mumię i wypowiada odwieczną zachętę: „Patrz na nią, a potem wesel się i pij, bo gdy umrzesz staniesz się do niej podobny!", na co zgromadzeni goście odpowiadali zwykle Pieśnią Harfiarza. Sławiła ona uroki życia, lecz jednocześnie kończyła się wyrażeniem przekonania, iż człowiekowi żyjącemu w zgodzie z maat sądzona jest wszelka pomyślność i życie wieczne w zaświatach:
Śmierć zaś zawładnie słabym i siłaczem. Nie ujdzie nawet, kto włada pałacem I ten, po którym nawet mysz nie płacze, I ten w bandażach, i ten bez bandaży! Bierz zatem wszystko, czym cię los obdarzył, Mnóż tysiąckrotnie i odegnaj smutek! Ciesz się z Izydy, Mina oraz Prawdy I z darów, które daje ci Ernute!
Dzieci towarzyszyły też rodzicom, gdy w czasie świąt oczekiwali na „radosne wyjście boga" z jego przybytku i zapewne podzielali ich wzruszenie, kiedy nadchodził ten uroczysty moment.
Te beztroskie i szczęśliwe dni kończyły się dla większości chłopców około piątego roku życia, gdy uważano ich za wystarczająco dorosłych, aby podjęli obowiązki szkolne lub pod okiem ojca wprawiali się do jego zawodu. Również i dla dziewczynek kończyło się w tym czasie dzieciństwo i musiały wdrażać się do przyszłych obowiązków matki i żony. Zanim jednak dokonała się ta zasadnicza zmiana, poprzedzał ją uroczysty dzień „przepasania" chłopca lub „odziania w suknię" dziewczynki, gdyż nie wypadało, aby tak „poważny pięcioletni człowiek" dalej paradował nago jak noworodek. Było to ważne święto rodzinne i religijne, gdyż mające podjąć pierwsze obowiązki dziecko przechodziło jednocześnie pod opiekę nowego boga, właściwego dla przeznaczonego mu losu. Możemy być pewni, że Egipcjanie, którzy uwielbiali przyjęcia rodzinne, zorganizowali z tej okazji ucztę, w której główny bohater siedział na honorowym miejscu, a krewni, sąsiedzi, znajomi i przyjaciele zachwycali się, według dobrego obyczaju, jego urodą, „dojrzałością" i inteligencją.
Jeśli dziecko miało kontynuować urzędniczą karierę ojca lub też gdy ambitni rodzice pragnęli dla niego lepszego losu od swojego, to nieuchronnie musiało ono rozpocząć naukę w szkole. Tu zaś życie nie było lekkie, gdyż ówcześni pedagodzy stosowali tylko j edną metodę nauczania - wbijanie kijem trudnej nauki pisania - jak to wprost oznajmiała jedna z maksym: „Ucho ucznia znajduje się na jego tyłku!". Nauka była trudna i trwała od świtu do zmierzchu, tak że uczeń musiał dostać od matki co dzień wystarczającą ilość chleba i piwa, które było podstawowym napojem Egipcjan. Chociaż trudno to nam sobie dzisiaj wyobrazić, młody człowiek mógł nawet zostać zawrócony do domu przez nauczyciela, jeśli w jego koszyku zabrakło tych niezbędnych produktów! Udrękę ucznia powiększało także i to, że Egipcjanie nie znali żadnych ferii ani wakacji i jedynymi chwilami wytchnienia dla ucznia były liczne święta. Toteż nieszczęsnym kandydatom na pisarzy ogromnie potrzebna była opieka boska, aby poj ąć trudną sztukę pisania i ocalić skórę od kija. Nie ulegało wątpliwości, że najlepszym obrońcą jest sam wynalazca „boskich znaków" i pan wszelkiej wiedzy - Thot z Hermopolis, i że ku niemu kierowali swe lękliwe prośby, wyrażające nadzieję na lepsze życie po zakończeniu edukacji lub pełne ulgi podziękowania, np.:
0 Thocie! Niechże się znajdę w Sznumu, Twoim mieście,
Gdzie życie jest tak słodkie!
Daj mi tyle chleba i piwa, ile potrzeba do życia
1 chroń me usta od słów płomiennych!
W szkole, która do końca Średniego Państwa znajdowała się przy dworze królewskim lub siedzibie nomarchy, a od Nowego Państwa przy każdej większej świątyni, młody człowiek pogłębiał swą wiedzę religijną poczynając od znaczenia świętych znaków, które, prócz swego zwykłego zastosowania, miały także wymowę religijną i wiele z nich uchodziło za potężne amulety, jak np. krzyż życia anch, węzeł Izydy tit, kręgosłup Ozyrysa dżed, oko Horusa udżat (— > Źródła). Do pierwszych prób ćwiczeń pisania i czytania nie dawano dziecku cennego papirusu. Musiało się ono zadowolić wapienną tabliczką wielokrotnego użytku lub bezwartościowymi skorupkami glinianych naczyń. Poznawaniu znaków towarzyszyła oczywiście nauka rysunku, kanonu przedstawiania postaci, gramatyki oraz religii. Potem, po wielu próbach okupionych niejednokrotnie kijami, nadchodził następny etap: kopiowania nauk moralnych (sbojet) oraz ilustrujących je barwnych przypowieści (sadżi). Praktyczni nauczyciele łączyli przy tym dwa cele: zaznajamianie ucznia z nowym rodzajem pisma - kursywą hieroglificzną i hieratyką oraz wpajanie mu zasad moralnych popartych autorytetem religijnym. Gdy młodzieńcy nauczyli się pisać na tyle, że nie robili już poważnych błędów gramatycznych narażających na zniszczenie cenny papirus (ortografia była dość swobodna i podporządkowana zasadom estetyki), mogli zacząć przepisywać hymny do bogów, teksty rytualne i co pospolitsze zaklęcia. Poznawanie tajników pisma, zasad religii i moralności nie było bynajmniej jedynymi zadaniami uczniów. Od przyszłego urzędnika czy kapłana wymagano wszechstronności. Dlatego też jednocześnie wpajano im tajniki poprawnego zachowania, prawa, geometrii, geodezji, rachunkowości, zarządzania, architektury, wojskowości, zootechniki, a nawet psychologii, medycyny i chemii. Nic więc dziwnego, że niektórzy uczniowie nie wytrzymywali pierwszych dziesięciu lat morderczej katorgi i w końcu opuszczali lekcje, szukając schronienia pod skrzydłami bogini Hathor w niezliczonych szynkach i domach uciechy, co doprowadzało do rozpaczy ich zawiedzionych nauczycieli i rodziców:
Mówiono mi, że zaniedbujesz księgi rachunkowe dla szaleńczych tańców! Włóczysz się od knajpy do knajpy. Twoje kroki znaczy wstrętny odór piwa. Jesteś jak pusta świątynia bez boga i jak dom bez chleba. Widzieli cię, jak się zataczasz od ściany do ściany. Ludzie uciekają od twoich przekleństw. Czemuż nie pojmujesz, że wino jest obrzydliwe i prowadzi cię do zguby! Czemuż nie porzucisz pucharów i kubków, a odrzucasz to, co może zapewnić ci przyszłość!
Ci, którzy nie mieli dostojnych rodziców albo nie byli zbyt ambitni, odbywali praktykę zawodową pod nadzorem ojców.
Jak zwykle w takich przypadkach powierzano im najmniej atrakcyjne zadania i musieli służyć wszystkim dojrzałym towarzyszom pracy. I tu nie obywało się oczywiście bez pomocy boskiej. Przyszli rzemieślnicy i budowniczowie prosili o wsparcie memfickiego Ptaha, rolnicy wzdychali do Hapie-go, Nepriego i Ozyrysa, pracze i rybacy do groźnego Sobka, a kandydaci na zawodowych żołnierzy do Montu, Sakhmet lub Setha.
Również i obleczone w pierwszą sukienkę dziewczynki musiały się nauczyć nieskończonej ilości kobiecych zajęć, takich jak: pielęgnacja niemowląt, wypiekanie chleba, przygotowywanie posiłków, wytwarzanie piwa i innych napojów chłodzących, przędzenie i tkanie, przygotowywanie środków czystości i kosmetyków z półproduktów. Do tego trzeba jeszcze dodać umiejętność zadbania o swoją fizyczną atrakcyjność (makijaż i fryzura), śpiew i taniec, i wreszcie sztukę uwodzenia, gdyż, jak się zdaje, w większości wypadków właśnie na kobiety spadał obowiązek wyszukania sobie towarzysza życia. Z biegiem lat coraz bardziej oddawały się one w opiekę Hathor i fizycznie starały się upodobnić do tej bogini, uważanej za ideał piękności i kobiecości. Ponieważ życie dorastających dziewcząt były bardzo uciążliwe, z utęsknieniem czekały one na czas pierwszej menstruacji, gdy będą, według egipskich norm, dojrzałe do małżeństwa, które uczyni z nich prawdziwe panie domu.
Gdy młody Egipcjanin spędził około dziesięciu lat w szkole i opanował wszystkie umiejętności potrzebne urzędnikowi państwowemu, mógł kształcić się dalej w określonej specjalności (dalsze dziesięć lat nauki) lub rozpocząć praktykę zawodową, o co nie było trudno, gdyż administracja państwowa i świątynna wymagała ciągłych uzupełnień. Zakończenie szkoły zamykał najprawdopodobniej całościowy egzamin, a przy okazji uzupełniano tę inicjację w dorosłe życie bolesną operacją obrzezania, jak to zobrazowano na reliefach w ma-stabach urzędników VI dynastii w Sakkarze.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?