Premier tybetańskiego rządu emigracyjnego Lobsang Sangay potępił zabijanie protestujących Tybetańczyków w chińskiej prowincji Syczuan. Zaapelował o światowe solidarnościowe czuwanie 8 lutego i presję na Chiny, by kwestię Tybetu rozwiązać na drodze dialogu.
Tybetański rząd emigracyjny wezwał też w czwartek do rozpatrzenia skarg Tybetańczyków z Syczuanu.
Premier Sangay zaapelował do Tybetańczyków i ich sympatyków na świecie o udział w czuwaniu w środę 8 lutego, mówiąc: "Wystosujmy głośne i jasne przesłanie do chińskiego rządu, że przemoc i zabijanie niewinnych Tybetańczyków jest nie do przyjęcia".
Zaznaczył, że "jedynym sposobem rozwiązania kwestii Tybetu i zaprowadzenia trwałego pokoju jest poszanowanie praw ludu tybetańskiego oraz dialog".
W poniedziałek chińskie służby bezpieczeństwa strzelały do kilku tysięcy Tybetańczyków w rejonie klasztoru Drango w autonomicznej tybetańskiej prefekturze Kandze (chiń. Garze) w Syczuanie. Tybetańczycy domagali się powrotu dalajlamy i wolności dla Tybetu; zginął co najmniej jeden człowiek.
We wtorek co najmniej pięciu Tybetańczyków odniosło śmiertelne rany postrzałowe w kolejnym powiecie prefektury Garze, w Serthar (chiń. Seda), gdzie 600 funkcjonariuszy bezpieczeństwa rozpędziło pokojową demonstrację Tybetańczyków.
Do starć z Tybetańczykami doszło też w autonomicznej prefekturze Aba (Ngawa, Ngaba) Syczuanu, w której silne jest przywiązanie Tybetańczyków do buddyzmu tybetańskiego. W Syczuanie znajduje się bardzo wiele starych tybetańskich klasztorów.
Tybetańczycy (1,5 mln ludzi) stanowią trzy czwarte mieszkańców prefektur Aba i Garze, które obejmują powierzchnię 230 tys. km kw., równą terytorium Wielkiej Brytanii.
Garze i Aba tradycyjnie wchodziły w obręb historycznego regionu Kham, słynącego z wojowników i powstańczych tradycji. Bitni Tybetańczycy z Khamu - Khampowie - zdaniem wielu ekspertów zawsze manifestowali wolę niepodległości czy to wobec Pekinu czy Lhasy, a jednocześnie mają bardzo silne poczucie tożsamości tybetańskiej.
Protesty w Drango wywołały arbitralne aresztowania podejrzewanych o rozpowszechnianie, po fali samopodpaleń w regionie, plakatów i broszur ostrzegających o następnych takich próbach, jeśli chińskie władze nie zaprzestaną represji we wschodnim Tybecie.
Od śmierci w wyniku samopodpalenia w marcu 2011 roku pierwszego mnicha z klasztoru Kirti, jednego z najważniejszych dla tybetańskiego buddyzmu, w jego ślady poszło 14 Tybetańczyków; dziewięć osób zmarło. Według obrońców praw człowieka samobójstwa przez samospalenie stanowią desperacką odpowiedź na represje kulturalne i religijne Pekinu w tybetańskich rejonach Syczuanu. Ludzi, którzy dokonują tam samopodpaleń, chiński MSZ nazywa terrorystami i obwinia dalajlamę, który je krytykuje, o nawoływanie do separatyzmu.
Historyczny Kham leży na wschodzie tybetańskiego regionu autonomicznego, w części Syczuanu oraz przylegających do niego chińskich prowincji Cinghaj (Qinghai), Gansu i Yunnan.
Ostatnie zajścia w Garze i Aba to największe antychińskie wystąpienia Tybetańczyków od 2008 roku.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?