Nie ma tygodnia, by nie ostrzelali posterunku policji, nie podłożyli bomby w banku czy chrześcijańskim kościele. W 2 lata nigeryjscy talibowie stali się wielkim zagrożeniem dla najludniejszego kraju Afryki, a USA uznały ich za bliskich Al-Kaidzie terrorystów.
W tym tygodniu bojownicy Boko Haram zaatakowali w Zarii dom wiceprezydenta Nigerii Namadiego Sambo, w Kano wywołali uliczną strzelaninę, w której zginęło 10 osób, a w Sokoto dwaj zamachowcy samobójcy wysadzili się w powietrze przed policyjnym komisariatem.
Na początku lipca nigeryjscy talibowie urządzili pogromy chrześcijan w stanie Plateau, położonym na granicy między muzułmańską północą i chrześcijańskim południem. Zamieszkany w większości przez muzułmanów, lecz rządzony przez chrześcijan od kilku lat pozostaje główną sceną religijnych rozruchów. W ciągu ostatnich dwóch lat w rajdach i zamachach Boko Haram zginęło ponad tysiąc ludzi.
Ruch nigeryjskich talibów powstał przed 10 laty, a za jego założyciela i przywódcę przyjęło się uważać mułłę Mohammeda Yusufa, imama z jednego z meczetów w Maiduguri, stolicy położonego na północy Nigerii, przy granicy z Czadem i Kamerunem, półpustynnego stanu Borno, jednego z najbiedniejszych w kraju.
W języku hausa "boko haram" oznacza z grubsza biorąc, że "co z Zachodu, to złe". "Boko haram" - tłumaczył wiernym imam, przekonując, że z bogatego, imperialistycznego i bezbożnego Zachodu bierze się przyczyna wszystkich nieszczęść Nigerii: nędzy, korupcji i wszechwładzy sprzedajnych urzędników i polityków, posłusznych wobec Zachodu i dlatego utrzymywanych przez niego u władzy. Przed zachodnim grzechem - powiadał imam - może ocalić Nigerię tylko zaprowadzenie porządków szariatu. Prawdziwego szariatu, a nie oficjalnie ogłoszonego, który według imama był jedynie oszustwem polityków.
Na ogłoszenie szariatu w północnych, muzułmańskich stanach zgodził się w 1999 roku prezydent Olusegun Obasanjo, pochodzący z południa, który w ten sposób chciał sobie zjednać północne elity, zaniepokojone, że pod rządami chrześcijanina, stracą dotychczasowe wpływy. Szariat, wprowadzony na przełomie wieków przez tuzin stanów, jedną trzecią kraju, oznaczał w praktyce usankcjonowanie tylko panowania na północy rodów tamtejszych feudałów.
Powszechna bieda i korupcja sprawiły, że przeciwko północnym elitom, a także federalnemu rządowi coraz częściej zaczęli występować młodzi, radykalni mułłowie jak imam Yusuf z Maiduguri, który w 2004 roku zaczął tworzyć zbrojne bojówki, napadające na posterunki policji, sądy, urzędy i banki. W 2009 roku rozochoceni bezkarnością partyzanci Boko Haram wzniecili w Maiduguri powstanie, by ogłosić stan Borno kalifatem. Rząd odpowiedział siłą. W walkach, które przeniosły się także na sąsiednie stany zginęło prawie tysiąc osób, w tym Yusuf, aresztowany i rozstrzelany przez żołnierzy.
Nie minął jednak rok, a nigeryjscy talibowie wrócili pod wodzą Abubakara Shekau, zastępcy Yusufa. Shekau nie tylko nawoływał do ogłoszenia całej Nigerii kalifatem, ale wychwalał Osamę bin Ladena i wzywał do świętej wojny z Zachodem. Latem 2010 roku w Borno, a wkrótce w całej północnej Nigerii znów zaczęły wybuchać bomby, a zamaskowani napastnicy na motocyklach atakowali policyjne posterunki.
W zeszłym roku wojna nigeryjscy talibowie, wzorem Al-Kaidy, zaczęli sięgać po zamachowców samobójców i porywać cudzoziemców dla wielomilionowych okupów. W sierpniu zeszłego roku dokonali samobójczego zamachu na siedzibę ONZ w stolicy kraju Abudży, zabijając 25 osób.
W tym roku talibowie zaczęli atakować poza muzułmańską północą kraju i wzięli na cel chrześcijan. Podkładane przez nich bomby wybuchają w kościołach, a snajperzy na motocyklach atakują wiernych, zbierających się na modlitwy. Nigeryjscy analitycy obawiają się, że komendanci Boko Haram prowokują chrześcijan do odwetu, by wywołać wojnę religijną i w ten sposób zmobilizować wokół siebie muzułmanów. Wykorzystują przy tym stare animozje między muzułmanami z północy i chrześcijanami z południa, rywalizującymi ze sobą niemal od pierwszego dnia niepodległości Nigerii w 1960 roku.
Talibowie odwołują się też do niezadowolenia muzułmańskich elit z północy z prezydentury południowca Goodlucka Jonathana. Według niepisanej zasady, Nigerią rządzą na przemian przedstawiciele północy i południa. Po dwóch kadencjach południowca Obasanjo (1999-2007), władzę przejął przedstawiciel północy Umaru Yar'adua. Umarł jednak w 2010 roku, a kadencję dokończył za niego wiceprezydent Jonathan - z południa, który następnie stanął do wyborów prezydenckich i je wygrał. Północne elity uważały, że zostały oszukane i okradzione z drugiej, prezydenckiej kadencji,
Już w zeszłym roku rząd Nigerii ogłosił, że talibowie z Boko Haram wyprzedzili piratów i rebeliantów z roponośnej Delty Nigru i to oni właśnie są największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa kraju. Amerykanie uznali Boko Haram za organizację terrorystyczną, a szef dowództwa afrykańskiego wojsk USA generał Carter Ham oznajmił wiosną, że jego wywiad uważa, iż talibowie z Nigerii współpracują z Al-Kaidą Muzułmańskiego Maghrebu, a także z talibami z Somalii.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?