Dwóch Tybetańczyków podpaliło się w niedzielę po południu w stolicy Tybetu, Lhasie; jeden z mężczyzn zmarł w wyniku oparzeń, a drugi jest w stanie ciężkim - poinformowała w poniedziałek chińska agencja Xinhua.
Policja ugasiła płomienie w ciągu dwóch minut; ciężko ranny mężczyzna jest w stanie mówić - podała Xinhua.
Radio Free Asia przekazywało wcześniej relacje świadków, którzy mówili o żywych pochodniach i oceniali, że obaj mężczyźni najprawdopodobniej zmarli. Jak podano, w Lhasie zwiększono środki bezpieczeństwa.
"Te czyny to kontynuacja samopodpaleń dokonywanych w innych tybetańskich regionach i mających na celu odseparowanie Tybetu od Chin" - powiedział Hao Peng, cytowany przez Xinhuę szef komisji ds. politycznych i prawnych Komunistycznej Partii Chin w Tybetańskim Regionie Autonomicznym.
To już kolejny w ciągu ostatnich trzech lat przypadek samopodpalenia w proteście przeciwko chińskiej okupacji Tybetu, jednak pierwszy w stolicy Tybetu, a drugi w samym Tybecie. Zdecydowana większość tego rodzaju protestów miała miejsce na zamieszkanych przez Tybetańczyków obszarach chińskiej prowincji Syczuan.
Od marca 2011 roku w akcie desperacji podpaliło się co najmniej 34 Tybetańczyków; co najmniej 24 zmarło. Ludzi, którzy dokonują samopodpalenia, chińskie MSZ nazywa terrorystami i obwinia tybetańskiego przywódcę duchowego, Dalajlamę XIV, o nawoływanie do separatyzmu.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...