Relacja pomiędzy psychoanalizą i religią podlega zmianom od połowy lat 80. XX w. Przez ten czas opublikowano wiele psychoanalitycznych książek i artykułów, które odrzucają to, co powszechnie przedstawia się jako redukcjonistyczne rozumienie religii przez Freuda, podobnie jak i jego negatywną ocenę religii, którą uznawał on za ekspresję dziecięcych potrzeb.
Na dalekim krańcu spektrum wprowadzonych zmian rozwój duchowy i spotkanie z sacrum stają się równoznaczne z analitycznymi formami transformacji dążeń i doświadczania siebie. Na przykład Symington w swej książce z 1994 r. na temat psychoanalizy i religii przedefiniowuje religię i duchowość w ten sposób, iż w swych dojrzałych formach dają się one pogodzić „z zaprzeczeniem istnienia Boga” (s. 88) oraz zostają zrównane z wolą czynienia dobra, dyscyplinowania własnych intencji i przestrzegania zasad moralnych opartych na wolności oraz odpowiedzialności za drugiego człowieka. Zatem Symington może zapytać: „Jeśli celem psychoanalizy jest przekształcenie złych działań w dobre [i utrzymuje on, że rzeczywiście taki jest cel psychoanalizy], czyż nie jest słuszne nazwanie tego celem duchowym?” (s. 181). I może ochoczo udzielić odpowiedzi twierdzącej, dodając, że zarówno teologia, jak i psychoanaliza muszą jeszcze uznać, że „najważniejsze duchowe spotkania” (s. 130) zdarzają się pomiędzy pacjentem i analitykiem.
Co więcej, będąc praktyką zaprzęgniętą w przekształcanie narcyzmu w troskę o innych, psychoanaliza jest szczytem dojrzałej religijności i bardzo pożądanym substytutem prymitywnych religii objawienia, które zawiodły (s. 75). Wychodząc z zupełnie innego punktu widzenia i najwidoczniej opierając się na dziełach Lacana, Biona i Winnicotta, Michael Eigen mówi o „świętości” terapii (1998, s. 42) i o „mistycznej” oraz „sakralnej” (2001, s. 37) naturze psychoanalizy, a także o doświadczaniu siebie, na które one pozwalają. Mówi nam, że psychoanaliza czasami jest dla niego „formą modlitwy” (Eigen, 1998, s. 11). Nigdzie naprawdę nie definiując, czym jest świętość, mistycyzm, sacrum i modlitwa, używa tych terminów, najwyraźniej odnosząc się do ogólnego i bliżej niesprecyzowanego rodzaju otwartości na przeżywanie. W akapicie jednej ze swoich książek, napisanym w dość ekstatycznym (choć typowym) stylu, odpowiada on na pytanie o to, co rozumie przez Boga, i stwierdza: „Bóg może być czymkolwiek… oderwaniem naszych myśli i byciem totalnie otwartym na pulsowanie wszelkich nurtów w ten lub inny sposób… czy jest się zaangażowanym w ciało czy w emocję… taoista czy buddysta, wszystko jedno, jest dobrze” (Eigen, 1998, s. 193, dwa ostatnie wielokropki pojawiają się w oryginale).
Druga zmiana, która zaszła w psychoanalitycznym rozumieniu religii, jest bardziej epistemologicznego rodzaju i skupia się na kwestii iluzji. Utrzymuję tutaj, że na drodze zaakceptowania religii przez Freuda stało jego negatywne i ograniczone nastawienie do złudzenia, które pozwoliło mu zbyt łatwo przejść od złudzenia do urojenia. Z tego punktu widzenia problem polegał nie tylko na tym, że Freudowi nie udało się docenić wartości pragnień zawartych w iluzorycznych wierzeniach religijnych (co byłoby związane z pierwszym rodzajem zmiany, którą przed chwilą odnotowałam), ale także na tym, iż Freud nie w pełni pojął znaczenie iluzji. Jest to bardzo istotny punkt dla zasadniczej tezy tego rozdziału. Według współczesnej literatury na temat religii, kiedy iluzja zostaje w pełni zrozumiana - tzn. kiedy jest prawidłowo pojmowana w kategoriach przestrzeni przejściowej i zjawisk przejściowych - kwestia prawdziwości wiary religijnej, która zdawała się zaprzątać Freuda, staje się nieistotna. Nie tylko nie ma możliwości przejścia od złudzenia do urojenia w tym sensie, że fakt oparcia wiary religijnej na pragnieniu nie pozwala na konkluzję, że wiara jest fałszywa, ale również fakt, że wiara jest złudzeniem, oznacza brak związku z kwestią fałszu czy prawdy.
Być może najczęściej cytowane w tym kontekście są zdania zaczerpnięte z artykułu Winnicotta „Obiekty przejściowe i zjawiska przejściowe” (1953). Opisuje on w nim, jak matka pozwala niemowlęciu na iluzję, że to, co niemowlę tworzy, naprawdę istnieje. Ta pośrednia strefa doświadczenia, niekwestionowana pod względem jej przynależności do wewnętrznej lub zewnętrznej (wspólnej) rzeczywistości, konstytuuje większą część doświadczenia niemowlęcia i w ciągu życia jest zachowywana w intensywnym przeżywaniu, które należy do dziedziny sztuki i religii.
(cytowane w: Winnicott, 1971, s. 16)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?