Co ma zrobić buddysta w sytuacji, gdy jest świadkiem przemocy? W przeciwieństwie do pierwotnego buddyzmu therawady, który jednoznacznie stoi na stanowisku nie odpowiadania złem na zło, zarówno ślubowania bodhisattwy mahajany, jak i ślubowania tantryczne nakładają na przyjmujących je obowiązek aktywnego przeciwdziałania niesprawiedliwości.
Żyjemy w czasach upadku, który buddyjscy tantrycy nazywają Kali-jugą, „mroczną epoką" [1]. Budda Śakjamuni przepowiedział, że nieskażona Dharma przetrwa 1000 lat, a jeśli powstanie żeńska sangha, to tylko 500 lat. Wielu mnichów żyjących w klasztorach (często miejskich) łamie ślubowania winaji. Podobnie jak świeccy, mnisi zajmują się interesami, biorą nie tylko bierny udział w imprezach sportowych (np. oglądając wyścigi łodzi), ale nawet czynny (grając np. w polo i szachy); grają też na instrumentach muzycznych [2]. W Tajlandii już w pierwszej połowie XX w. byli mnisi, którzy jedli po południu, spotykali się z dziewczętami, grali w gry, uprawiali szczególnie brutalną odmianę tajskiego boksu, hodowali ptaki w klatkach i koguty do walki [3].
Obecnie informacje o mnichach, którzy piją alkohol, zażywają narkotyki, oddają się hazardowi i łamią celibat stały się tak powszechne, że nie budzą już sensacji. Budzą ją natomiast wiadomości o mnichach molestujących seksualnie dzieci, uciekających się do wymuszeń rozbójniczych, gwałtów, a nawet morderstw. Niektórzy opaci klasztorów płacą łapówki swoim przełożonym, aby otrzymać stanowisko w bardziej dochodowym klasztorze. Pobierają zawyżone opłaty za wykonywanie ceremonii pogrzebowych. Zwalczają konkurencję w postaci nowych ruchów religijnych. Stosując nowoczesne metody marketingowe, starają się przekonać innych, że buddyzm jest jedyną autentyczną drogę duchową [4].
Jak się wydaje, przyczyn obecnych problemów świata, którego częścią jest buddyjska sangha, należy poszukiwać w gwałtownym rozwoju cywilizacyjnym, globalizacji, powiększaniu się przepaści między bogatymi a biednymi, w kryzysie gospodarczym dotykających ubogie kraje, powstaniu nowych mediów (takich jak telewizja satelitarna czy internet), agresywnej polityce wszechświatowych korporacji oraz niektórych religii i nowych ruchów religijnych. Zainteresowanie nowinkami technicznymi powoduje zmianę mentalności: nakierowanie na doraźne korzyści zamiast na dalekosiężne cele. To z kolei powoduje obniżenie standardów etycznych życia u jednych i chęć nadania sensu swojemu życiu u innych. Ci drudzy stanowią pożywkę dla powstawania i rozwoju nowych religii oraz fundamentalizmów różnych maści. Te ostatnie zaś żywią się ludzkim strachem przed utratą poczucia tożsamości, wiązanej z religią, która dotychczas posiadała status monopolisty.
Najbardziej jaskrawą formą przemocy wobec innych jest odbieranie życia. W buddyzmie - podobnie jak w judeochrześcijańskim dekalogu - jest to uważane za drastyczne naruszenie zasad moralnych. Sam Budda wyraźnie potępiał zabijanie innych. W późnej, mahajanistycznej Sutrze sieci Brahmy czytamy: „Uczeń Buddy nie powinien zabijać, nakłaniać innych do tego, wychwalać zabijania, cieszyć się na widok zbrodni ani zabijać za pomocą mantr. Nie wolno mu przyczyniać się do powstania przyczyn, warunków, metod ani karmy zabijania. Nie wolno mu z rozmysłem pozbawić życia żadnej żywej istoty" [5]. Jeszcze bardziej radykalny jest kanoniczny tekst palijski, zawierający zakaz utrzymywania umysłu w nienawiści wobec oprawcy: „Bhikkhu, nawet jeśli bandyci obcinaliby wam członek po członku obustronną piłą, to ten, kto pozwoli powstać w swoim umyśle nienawiści wobec nich, nie jest moim uczniem" [6].
Co jednak ma zrobić buddysta w sytuacji, gdy jest świadkiem przemocy? W przeciwieństwie do pierwotnego buddyzmu therawady, który jednoznacznie stoi na stanowisku nie odpowiadania złem na zło [7], zarówno ślubowania bodhisattwy mahajany, jak i ślubowania tantryczne nakładają na przyjmujących je obowiązek aktywnego przeciwdziałania niesprawiedliwości. Związany z therawadą Joseph Goldstein uważa wprawdzie, że w obliczu przemocy nie można pozostać obojętnym, jednak jednoznacznie nie precyzuje, jak wówczas należy zareagować [8]. Należący do innych tradycji buddyjskich nie mają takich wątpliwości. Mieszkający w USA lama tybetański Gelek Rinpocze powiedział: „Jako buddyści nie mamy prawa skrzywdzić nawet muchy. Ale jeśli mucha rani czujące istoty, musimy ją powstrzymać". Nick Ribush, były mnich buddyjski tybetańskiego zakonu gelug i dyrektor wydawnictwa Wisdom Publications, stwierdził: „Możesz zabić, jeśli przyniesie to pożytek innym. Nie uczynienie tego oznacza złamania ślubowania". Rosi John Daido Loori, opat amerykańskiego klasztoru Zeń Mountain, powiedział: „Gdy jest to niezbędne, zabij. Ale czyń to z mądrością i współczuciem" [9].
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?