Czyli kultu przodków w dawnych japońskich mitach i wierzeniach.
To właśnie o nim można przeczytać w najnowszym, listopadowym, numerze miesięcznika „Nowa Fantastyka”.
Łukasz Czarnecki w tekście „Widma godziny wołu” szczegółowo omawia rozmaite obrzędy, obyczaje, czy święta – np. O-bon, japońskie Święto Zmarłych, w trakcie którego duchy zmarłych przodków mają nawiedzać domy swych potomków.
Dusze takie należy wówczas odpowiednio „ugościć i zabawić, a potem odesłać w zaświaty, puszczając na wodę lampion – podążając za jego światłem, widmo odejdzie w zaświaty” – pisze Czarnecki, po czym zwraca uwagę na pewien paradoks. W buddyjskiej przecież Japonii (a buddyzm = reinkarnacja), nadal wierzy się w duchy przodków…
Ale być może buddyjscy mnisi byli potrzebni dawnym Japończykom tylko po to, by pomóc w obrzędach pogrzebowych? Wszak kapłani shinto panicznie „bali się rytualnego skalania przez kontakt z trupami” – czytamy w artykule „Widma godziny wołu”, którego tytuł nawiązuje znowuż do… chińskiego zodiaku.
Wspominaliśmy o nim niedawno w tekście o tygrysie z cyklu „Alfabet religii”. W listopadowej „Nowej Fantastyce” dowiadujemy się czegoś chińskim, zodiakalnym wole.
Każda dawna japońska godzina (licząca 120 minut!), miała swojego patrona – jeden z dwunastu azjatyckich znaków zodiaku. Między 1:00 i 3:00 w nocy wypadała godzina wołu, w czasie której na ziemię, z zaświatów przybywać miały widma zwane yurei.
A o tym czym, lub kim one były, przeczytają Państwo w listopadowym numerze miesięcznika „Nowa Fantastyka”.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?